Spławik

Wakacyjna tyczka na Bugu

reklama

Wraz z nadejściem wakacji, a raczej urlopu w pracy, rozpoczyna się u mnie okres częstszych wypadów na ryby. Niestety, w trakcie roku każde „wyjście” na ryby to niemal święto, jeśli są to dwa dni na miesiąc to już jest to coś. Oczywiście mam na myśli tu część roku od kwietnia do września, w czasie zimnych miesięcy wędkarstwo nie sprawia mi już frajdy. 

Mam to szczęście, że dużą część wolnych dni spędzam niemal nad samą rzeką Bug. Jest to spora, nieuregulowana rzeka, która jest równocześnie linią graniczną Polski od naszych wschodnich sąsiadów. To właśnie dzięki swojemu dzikiemu charakterowi jest ona tak atrakcyjna pod względem wędkarskim. Właściwie każdy wędkarz mógłby tu znaleźć swoje ulubione miejscówki – spinningiści, grunciarze, spławikowcy. Ja sam najczęściej łowię tam metodą skróconego zestawu, czyli tzw. tyczką.

Wakacyjna tyczka na Bugu

Łowiłem już w kilku miejscowościach: Włodawa, Zbereże,  Wola Uhruska, Różanka, Dorohusk czy Kryłów. Jednak najczęściej, ze względów na bliskość urlopowej bazy wypadowej, łowię w okolicach Włodawy. Czasami wystarczy 2-3 km linii brzegowej, aby znaleźć różne stanowiska o zupełnie innych właściwościach. Miejsca głębokie, płytkie, kamieniste, szybkie, wolne czy nawet stojące – znajomość tych miejsc pozwala nam (przynajmniej w teorii) najlepiej przygotować się na łowienie przy danej porze roku i w stosunku do ryb, które zamierzamy łowić. 

Jak niemal każda średnia i duża rzeka, także Bug ma gatunkowe bogactwo jeśli chodzi o ryby. Przeważnie będziemy łowić krąpie i ukleje, ale są też leszcze (często żółte i grube), płocie, jazie, klenie, okonie, a także świnki. Spinningiści mogą liczyć na szczupaki, sandacze, bolenie, jak i na naprawdę ogromne sumy. Zostańmy jednak przy białorybie, bo głównie te ryby łowimy na spławik. 

Moje ulubione stanowiska wymagają zastosowania spławików o wyporności rzędu 8 – 20 gram. Przeważnie wybieram specjalne, spłaszczone spławiki rzeczne zwane skrzydłami bądź dyskami. Szybkość nurtu jest zależna od poziomu wody, miejsca łowienia oraz odległości od brzegu i jego ukształtowania. Oczywiście najszybciej woda będzie płynęła w tzw. nurcie i często właśnie w tych miejscach na dnie wyrzeźbiona jest atrakcyjna, szczególnie latem, rynna – miejsce z dobrze natlenioną i z zimniejszą wodą. 

Wakacyjna tyczka na Bugu

To czy użyjemy spławika 8gr czy 18gr to już zależy od naszych umiejętności oraz planu taktycznego. Nastawiając się na średnie, „szybkie” ryby, musimy przygotować pracującą mieszankę zanętową. Wtedy użyjemy zestawu, którym będziemy mogli szybko przepływać, niewiele wolniej niż prędkość wody. Zatrzymanie takiego zestawu spowoduje nam natychmiastowe oderwanie przynęty od dna. 

W tych samych warunkach stosując spławik 18-20 gram nastawiamy się już na wolniejszy spływ, z mocniejszym przytrzymaniem, a tym samym nasza przynęta wolno „szura” po dnie. Jest to dobry sposób szczególnie na duże i ostrożne ryby. Pamiętać należy o tym, że szczególnie w rzecznym łowieniu, nie możemy się sztywno trzymać zasad i teorii. Należy sprawdzić kilka rzeczy, aby idealnie wstrzelić się w to jak ryby chcą, aby zaprezentować im przynętę. 

Sposób prezentacji naszej przynęty jest bardzo ważny, szczególnie w wędkarstwie sportowym. Nie jest wyczynem łowienie ryb, które dobrze żerują i pobierają każdą przynętę podaną w dowolny sposób. Wyczynem jest zachęcenie ryb do pobrania przynęty, gdy nie są specjalnie głodne bądź gdy ostrożność znacznie przewyższa poczucie głodu.

Stosuję żyłkę główną o średnicy 0,14mm, na pewno nie cieńsza. Mimo swojego dzikiego charakteru, przeważnie dno Bugu jest twarde, piaszczyste, wolne od zawad. Przeszkadzać mogą jedynie cięższe korzenie, jeśli już na takie napotkamy. Dlatego też nie musimy szaleć jeśli chodzi o grubość żyłki głównej, zakres 0,14-0,16 wydaje się być optymalny.

Jeśli chodzi o żyłkę przyponową, to tutaj powinniśmy użyć średnicy 0,10-0,12mm. Pamiętajcie, że średnica żyłki przyponowej zawsze musi być mniejsza niż żyłki głównej. To jest właśnie ten element całego zestawu, który powinien „puścić” jako pierwszy w przypadku naszych zmagań z o wiele większą rybą (w stosunku do mocy naszego zestawu). 

Co do długości przyponów to warto być gotowym na różne sytuacje, długości od 25cm do 50 czy 70 cm wydają się optymalne. Dopasowanie się długością przyponu zależy głównie od ryb jakie będą w naszym łowisku oraz sposobu „dobrania” się do nich – czyli prezentacji przynęty.

Bardzo ważną sprawą jest dobór amortyzatora. W ostatnich latach na rzekach stosuję gumy puste w środku – firma nie ma tu znaczenia. Amortyzatory te mają znacznie większą rozciągliwość od tradycyjnych gum lateksowych czy silikonowych. Ich zapas mocy jest szczególnie potrzebny przy zacięciu bonusowej ryby, co na rzece zawsze nam się może przydarzyć. Dodatkowo montuję je w trzeci element za pomocą systemu „pull a bung” – taki sposób montażu sprawia, że nie tylko swobodnie mogę kontrolować naciąg amortyzatora, ale szybko mogę się dostosować do zaciętej, większej czy też walecznej ryby.

Wakacyjna tyczka na Bugu

Po zacięciu okazowej ryby staram się wycofać tyczkę do momentu odczepienia topu, gdzie system pull a bung pozwala mi zwiększyć napięcie gumy, co stawia większy opór rybie w jej swobodnych odjazdach. Oczywiście tyczkę cofamy rozważnie kontrolując cały czas zaciętą rybę. 

Wiele tyczek nasadowych wyprodukowanych jest specjalnie do łowienia większych ryb bądź w rzekach. Charakteryzują się one mniejszą sztywnością, a posiadając taką wędkę nieraz spotyka się hol dużej ryby na całym kiju przy niemal maksymalnie rozciągniętej gumie! Jest to możliwe przy idealnie spasowanym sprzęcie od wędki poprzez amortyzator i żyłkę aż na haczyku kończąc. 

Mimo wszystko, taki sposób holowania nie sprawdzi się na rzecznym uciągu – to może być za duży wysiłek dla naszego sprzętu, co często kończy się zepsuciem najsłabszej części naszego zestawu (często dochodzi do pęknięcia samej wędki).

Haczyki jakich używam do rzecznego łowienia muszą być solidne. Cienki drut odpada, gdyż nawet przy średnich bądź walecznych rybach dojść może do rozgięcia kolanka haczyka. Także może nie gruby, ale solidny i wytrzymały hak w rozmiarze 12-20. 

Rozmiar zależy od przynęty na jaką zamierzamy łowić, a nie od wielkości ryb. Często nawet na 2-3 grube białe robaki bardzo szybko skusimy ukleję, a tyle samo sztuk ochotki hakowej w tym samym czasie skusić może już ryby, na które się nastawiamy. Oczywiście jak to bywa w wędkarstwie – z przynętami często trzeba się wstrzelić w gusta ryb, które często są zmienne i czasami dość nieprzewidywalne. 

Jeśli już mówimy o przynętach hakowych podstawą na Bugu, jak i pewnie na większości średnich i dużych rzek, będą grube robaki w różnych kolorach. Podobno nawet czasami, zabójczo skuteczne okazują się te niebieskie kolory, jednak ja tego nigdy odpowiednio nie sprawdziłem. Przy kolorach musimy dłużej pokombinować, mając do dyspozycji biały, żółty i czerwony często po kilkunastu minutach znajdziemy najlepszy wariant ile i w jakim kolorze ma się znaleźć na haku. 

Wakacyjna tyczka na Bugu

Przynętą numer dwa będą pinki, szczególnie przy łowieniu ryb do 200-300 gramów takich jak krąpie czy płocie. Na duże leszcze tak jak w przypadku wód stojących skuteczne będą gnojaki. Koniecznie zastopowane pojedynczym grubym bądź pinką.

Gdy łowimy na rzece, nawet tej małej, podstawą i rzeczą niemal najważniejszą jest dokładne gruntowanie stanowiska. Musimy sprawdzić  jak wygląda dno, czy nie ma kamieni, zaczepów, czy są dołki, czy może jest zupełnie płasko. Sprawdzamy głębokość na całej długości tyczki jak i znacznie bliżej brzegu. Dopiero po bardzo dokładnym gruntowaniu, gdy już mamy obraz naszego dna w głowie, wybieramy najbardziej optymalne miejsce.  

Wakacyjna tyczka na Bugu

Najlepszym stanowiskiem będzie płaski blat zakończony dołkiem bądź wypłyceniem. Nasza zanęta z kul musi się gdzieś zatrzymywać, będzie to robiła właśnie w tym dołku bądź na początku wypłycenia. I tam właśnie będą pojawiały się pierwsze ryby. Mogą pozostać w tym miejscu przez cały czas naszego wędkowania, jednak gdy poczują się pewnie i trafimy z zawartością kul w ich kulinarne gusta, możemy się spodziewać ryb dokładnie w miejscu rzucenia kul.

Znajomość faktu gdzie pojawiają się ryby może znacznie ułatwić nam wędkowanie. W łowieniu rzecznym funkcjonuje zasada tzw. zacinania w ciemno po wcześniejszym wpuszczeniu zestawu. O co w tym chodzi i jak to zrobić? Po pierwszych kilku złowionych rybach obserwujemy w jakiej odległości od naszych kul pojawiając się najczęściej brania. 

Aby łowić szybciej i skuteczniej wkładamy zestaw kilkadziesiąt centymetrów przed miejscem najczęstszych brań, spokojnie dopływamy tuż przed miejsce „brań” i w tym momencie znacznie spowalniamy spływ naszego zestawu (nasza przynęta na haczyku odrywa się od dna), a następnie popuszczamy swobodnie zestaw (nasza przynęta kilka centymetrów od dna zaczyna spływać z szybkością nurtu) i zacinamy. 

Jest to bardzo skuteczny sposób, gdy już potrafimy przewidzieć miejsce, gdzie gromadzą się ryby by wyjadać uwalniane, smaczne kąski z naszych kul zanętowych. Właśnie w taki też sposób jeszcze bardziej prowokujemy ryby do pobrania naszej przynęty, która założona na haczyku zbliża się w ich stronę. Takie zacięcie po prowokacyjnym „wpuszczeniu” zestawu nie jest sygnalizowane na antence spławika – przy wprawie będziemy szybsi niż skuteczniejsi, niż czekając na to, aż antenka zasygnalizuje nam branie.

Jeśli chodzi o obciążenie zestawu, to śruciny najczęściej rozłożone są standardowo – dwupunktowo. Obciążenie sygnalizacyjne w miejscu, gdzie zaczyna się żyłka przyponowa, złożone z jednej bądź nawet 3 śrucin o ciężarze dopasowanym do uciągu i głębokości rzeki. Przy spławikach 8-18 gram nie zakładam mniejszych śrucin sygnalizacyjnych niż 0,3 gr, a często jest to więcej, nawet do 2-3 gr jeśli brania się pewne i zdecydowane. 

Tutaj nie można iść za chudo, jak po spłynięciu zestawem bez sygnalizacji brania mamy naruszone robaki, to jest to sygnał, że musimy „dołożyć” większe obciążenie sygnalizacyjne. Obciążenie główne przeważnie montujemy jednopunktowo, w odległości od śrucin sygnalizacyjnych nieco większej niż długość używanego przyponu. Taki zabieg powinien zmniejszyć nam ilość uporczywych splątań zestawu.

Jaką zanętę dobrać do ryb? Jest to często sprawa indywidualna. Wiadomym jest, że należy zacząć od pewnych zasad, które w teorii powinny się sprawdzać. Duże ryby – zanęta jaśniejsza, grubsza, mało pracująca, ryby mniejsze – zanęta drobna, ciemniejsza, mocno pracująca. Jeśli chodzi o kolor i grubość frakcji zanętowych tutaj dużego wpływu nie mamy. 

Są barwniki, którymi możemy zmienić kolor zanęty, jednak należy się liczyć z tym, że wtedy też  tworzymy pewną chmurę barwną, która nie zawsze jest nam potrzebna, a sprowadzić może liczne stado uklei. Co do pracy zanęty –  kontrolujemy to ilością wody oraz ewentualnie dodatkiem kleju białego o nazwie bentonit. Podstawowa zasada domaczania zanęty rzecznej to częste dodawanie małych ilości wody. Spokojnie pozwalamy „wypić” zanęcie wodę i dopiero później dodajemy kolejną porcję wody. 

Wakacyjna tyczka na Bugu

Aby zrobić zanętę ciężką, niepracującą, trzeba ją przemoczyć i często robi się to nawet kilka godzin przed samym łowieniem. Widziałem też sposób przemaczania zanęty jednorazowym dodaniem dużej ilości wody, jednak jest to sposób dość trudny, ryzykowny i wymagającym dużej znajomości cech naszej zanęty. Świetnym dodatkiem sklejającym, a zarazem dosładzającym zanętę, będzie melasa, którą z powodzeniem możemy stosować przy łowieniu leszczy.

Jednak nie możemy ulepić kul z samej zanęty, na rzekach bardzo ważna jest glina – w tym przypadku glina rzeczna, która będzie służyła jako dociążenie naszych kul oraz również jako czynnik wpływający na szybkość rozmywania się kul na dnie. Jeśli chodzi o uciąg do 5 gram, możemy użyć gliny wiążącej z dodatkiem rozpraszającej. Powyżej 5 gram to już glina wiążąca z ewentualnym dodatkiem rozpraszającej w celu stworzenia delikatnego obłoku, chmury – jeśli będzie ona konieczna.

Im większy uciąg, tym więcej wody bądź bentonitu, a często te dwie pozycje jednocześnie. Do głębokich stanowisk często dodawany jest żwir, aby przyspieszyć opad kuli (zwiększamy jej ciężar). Poprzez zastosowanie żwiru możemy też uzyskać efekt większego zakotwiczenia  ścielących się po dnie kawałków zanęty z rozmywanej kuli.

Łowienie podczas urlopu, gdy akurat nie są to zawody, ma dla mnie swój charakterystyczny wymiar. Mimo iż każda chwila z wędką nad wodą jest formą treningu i ciągłego samodoskonalenia wędkarskiego, to jednak właśnie wtedy przychodzi czas na prawdziwy relaks. Często nastawiam się na złowienie większej ryby, odpowiednio wybierając mieszankę zanętową i zakładając grubo na haczyk. 

Do tej pory przynosi to efekty, mimo iż moje osobiste rekordy nie są spektakularne na tle innych wędkarzy, to właśnie na Bugu podczas wakacyjnych połowów udało mi się złowić największego leszcza, klenia, jazia czy świnkę. Dodając do tego piękno otaczającej przyrody, spokój i brak pośpiechu mamy idealny przepis na odpowiednie „naładowanie akumulatorów”, tak ważne podczas urlopowego wypoczynku. 

Na koniec jeszcze jedna ważna rzecz – wypuszczajmy złowione ryby. Traktujmy wędkarstwo jako sport i relaks, ja właściwie oprócz zawodów w ogóle nie używam siatki – wszystkie ryby od razu wracają do wody by rosnąć i dać frajdę podczas holu kolejnym wędkarzom.

Wakacyjna tyczka na Bugu