Publicystyka wędkarska

Świąteczne rozważania (około)wędkarskie

reklama

Wędkarsko jestem jakiś dziwny. Niezdecydowany, kapryśny pasjonat. Niby zdeklarowany spinningista, ale gdy tylko niedzielnym popołudniem wymknę się na spacer, na pobliskie jeziorka, powracają do mnie wspomnienia dzieciństwa. Spławiki kołysane letnim wiatrem, odblaskowe bombki powieszone na żyłkach gruntowych teleskopów, malutkie, składane krzesełko i błogosławiony czas w oczekiwaniu na branie. Oj, jak ja bym tak chciał jeszcze choć…

Wędkarskie podziały

I cóż mi broni ? Niby nic. No, może trochę czasu brakuje. Na pomachanie spiningiem, to i godzina wystarczy, a przez godzinę to ledwo zdążę spławik wyważyć i sypnąć zanętą. Lenistwo? Nie, też chyba nie. Trudno mówić o lenistwie w wypadku kogoś, kto potrafi, godzinami przedzierać się przez gąszcz pokrzyw i chaszczy, w upale, nad pstrągową rzeką.

Świąteczne rozważania (około)wędkarskie
Typowe warunki nad pstrągowymi rzekami w lato.

Może obyczaje ? Przecież spinningiście–muszkarzowi nie wypada łowić płotek. Za to można dostać bana na nie jednym forum. Nie no, tego bym nie chciał, co ja bym po pracy robił, z banem w internecie ? Muszę uważać, już sama deklaracja spiningowo-muchowa jest niebezpieczna. Bo kołowrotek spiningowy to zwykła korba, a wędka muchowa to pagaj ze sznurkiem do wieszania prania. Muszkarstwo jest niebezpieczne, bo męczy rybę podczas holu, bo nimfkę może zagryźć za głęboko. Spinning jeszcze gorszy bo kotwice, zadziory. I tak licytują się bez końca, dzielą na lepszych i gorszych, fajnych i fajniejszych, tylko ja przez nich czasami…. nie wiem kim (jaki?) jestem.

Świąteczne rozważania (około)wędkarskie
Po pierwsze relaks, po drugie może uda się coś złowić.

Udało się. Wczesnym rankiem, pod osłoną szarówki, zaszyłem się w swoich ulubionych trzcinach i łowię drobnice bez opamiętania. Spławiczek pływa ochoczo, trochę tylko mam problem z operowaniem kijem. Siedmiometrowy bat non stop wadzi o niskie korony drzew. Przecież miejsca nie zmienię. Nie mogę! Jeszcze jakiś kolega karpiarz zobaczy co robię i śmiechu będzie miało pół sieci. Przecież to byłaby zdrada godna najwyższej kary. Ja karpiarz, gdy już niemal wybaczone zostały mi spinning i mucha, łowię płotki, nie karpie ? I to na spławik ?

Świąteczne rozważania (około)wędkarskie
Ciągle lubię posiedzieć przy karpiówkach.

Łowię, jak lubię

A ja lubię i już, połowić czasem w nocy, siedząc spokojnie na krześle. Gapić się w szczytówki rzecznych feederów, wypić piwo, upiec kiełbasę z ogniska, prowadząc męskie rozmowy. Jakie inne łowienie daje mi takie możliwości? I cóż, przywykłem już do tego, że jestem korbiarzem, pagajarzem, robaczkarzem i gumofilcem. Już dawno wyczytałem gdzieś, że przez ten mój podział wędkarskiej jaźni, mam tylko średnie wędkarskie wyniki, że gdybym oddał się jednej metodzie, mógłbym zostać jej królem. Nie przeszkadza mi to jednak wcale, czy przez to mam tracić radość z mojego wędkarstwa ?

Świąteczne rozważania (około)wędkarskie
Poranek nad Wisłą.

Podziały, skąd się wzięły? Nie wiem, ale strzelam, że z telewizji. Tam jest to samo. Partie polityczne, religie, programy, obyczaje. Jedni gorsi, drudzy lepsi. Nie ma kompromisu. Wszystko do bólu subiektywne, a dobre tylko to „co moje”. Takie właśnie jest też internetowe wędkarstwo, wyjątki (chwała im) i tu potwierdzają regułę. Lekarstwem na to są, dla mnie stare roczniki wędkarskich gazet, takie z lat 80. Lubię tę prostotę w formie i przekazie, choć znów do końca normalny nie jestem, bo większość ryb w tych gazetach jest martwych, a dziś przecież się nie zabija. Czy aby jednak na pewno?

Świąteczne rozważania (około)wędkarskie
Piękny karaś złowiony „na lenia”. Z takiego wędkowania wracam wypoczęty, ponadto nierzadko spełniony.

Dajmy naturze samej o siebie zadbać

Tęczak, Amur, Karp i kilka innych, to pod jednym, wędkarskim niebem, dla jednych szkodnik mordowany bez skrupułów, dla drugich obiekt pożądania. Taka wojna na czerń i biel, a punkt widzenia zmienia się od punktu siedzenia i od storny www, którą akurat przeglądamy. I niby teraz tak ekologicznie, lepiej gospodarowane to wszystko, a ciągle nie ma miejsca na to, by natura mogła sama regulować swoje zasoby i nie dlatego, że ktoś wpuści do wody kilka obcych gatunków, ale przede wszystkim dlatego, że w XXI wieku ciągle duża część tego kraju załatwia się do naszych rzek.

Specjalizacja też niesie ryzyko, można się w niej pogubić, bo jak inaczej powiedzieć o „karpiarzu”, który leszcze nazywa chwastem ? Lubię i łowię chwasty, a ich lista jest dłuższa, bo zaliczają się do nich jeszcze jazie, karasie czy liny. Lubię łowić też żywce, które łowca sumów postawi na zrywce. Nie mam nic do jazgarza, który trafi się przy łowieniu na spławik, a który nierzadko zamiast wrócić do wody, ląduje w krzakach. Nie przeszkadza mi okoń w pstrągowej rzece i nie uważam, by głowacica była zagrożeniem dla populacji pstrąga w Sanie, Dunajcu czy Popradzie.

Takie mamy czasy, dobrze z nich korzystajmy

Przeładowany ten Internet różnymi treściami, gorszymi i lepszymi: metodami, rybami i wędkarzami. Nie potrafimy się różnić, choć spod tego samego herbu się wywodzimy, a jednak coś ciągnie, by czytać te treści, ciągle czegoś szukać, coś sprawdzać, coś kupować. Bo fajnie czasami pomarzyć, pooglądać i nakarmić wędkarski głód pokarmem, który jeszcze mocniej go wznieca, nabrać się na dobrą reklamę tysięcznej przynęty i dziesiątej wędki. Sam też lubię czasem coś skrobnąć. W Internecie mogę przecież być kim chcę i choć zawsze zachowuje autentyczność, to jestem subiektywny jak cały Internet, który dzielić należy przez chłodną głowę i zdrowy rozsądek, by wyłowić to, co wartościowe, spinając, jak czasem rybę, to na co szkoda czasu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *