Dzisiejszy poranek zaskoczył nas przymrozkiem i wszystko byłoby dobrze, żeby nie fakt zamarznięcia wszystkich pobliskich zbiorników…
Nasze zestawy
Pełni euforii, przygotowaliśmy sobie dwa delikatne feedery 3,30 m w ciężarze wyrzutowym do 50 gram. Na wiosnę łowimy na niewielkich bajorkach w dystansach maksymalnie 40-to metrowych. Więc takie wędki są kompromisem, gdyż 3,30 m daje większy zasięg niż 2,70 picker i jest przy tym podobnie delikatny podczas holu. Jego paraboliczna akcja bardzo ułatwia łowienie na delikatne przypony.
Zaczynając od haczyków – przypony przygotowaliśmy w długości 70 cm, przeważnie łowię 50-tkami, ale zawsze można skrócić, bo z przedłużeniem już to zdecydowanie gorzej wychodzi… Jako materiał tradycyjnie M1 Matchpro 0,083 i 0,097 mm. Haczyki wybrałem bardzo delikatne – Milo r305 bln w rozmiarach 18 i 20. Są perfekcyjne kiedy stosujemy jako przynętę ochotki, ich cienki, a zarazem bardzo sprężysty drut pozwala idealnie zaprezentować te delikatne larwy. Jak wiadomo – prezentacja to podstawa. Nasza przyneta powinna być tym kąskiem nr 1 na stole przygotowanym do połowu.
Wracając do zestawu – kołowrotek – nic specjalnego. Żaden wynalazek, tylko kwintesencja relacji jakość/cena – mój ulubiony Ryobi Zauber 4000. To co przechodzą te kołowrotki w moich rękach jest nie do opisania. Cały rok wędkarskiej poniewierki, mają precyzyjne, płynne hamulce i coś co ma dla mnie duże znaczenie – ślimakowy posuw szpuli. Jeżeli chodzi o łowienie cienkimi plecionkami układanie przez ten mechanizm bardzo pomaga w jej eksploatacji. Plecionki jakie nawinąłem na kołowrotek to 12 splotowe 0,06 i 0,08 mm do połowu na wodach stojących. Są niesamowicie gładkie i ciche ( nie występuje podczas zwijania to uporczywe tarcie o przelotki). Moje plecionki mają okrągły przekrój, są stosunkowo sztywne. Wszystko to pomaga mi w kontroli splątań i szybkości zatapiania linki.
Na końcu plecionki stosuje gumowy stoper i 12-15 cm skrętkę z sztywnej żyłki 0,26.
Po plecionce jeździ miękki feederlink , który udało mi się podpatrzeć od Matta Godfrey’a na mistrzostwach świata w Bułgarii. Wyeliminowałem dzięki niemu wszystkie splątania na moim zestawie “na sztywno”.
Nęcenie
Do nęcenia przygotowaliśmy bardzo skromny pakiet – paczkę gliny rzecznej wymieszanej mieszadłem razem z opakowaniem ziemi torfowej. Przygotowując taką mieszankę należy ją wstępnie wymieszać i pozostawić na godzinę,żeby wyrównała się wilgotność pomiędzy składnikami. Następnie przecieramy ją przez drobne 3 mm sito , aby uzyskać jednorodną strukturę. Jest to dla mnie bardzo ważne, gdyż moc gliny rzecznej w połączeniu z wilgocią, kolorem oraz pulchnością ziemi tworzy jedną z najlepszych mieszanek do podawania jokersa w łowisko. Jest mocna, a zarazem w miarę lekka i klejąca. Pozwala stworzyć pole zanętowe, które będzie szybko smużyć, a zarazem uwalniać niewielkie ilości robaków.
Przygotowaliśmy też bardzo ubogą mieszankę zanętową . Lekka ciemna zanęta kanałowa o niewielkiej kaloryczności – zubożona dodatkowo mixem glin w proporcji zanęta – glina 1-2 .
200 gram jokersa i 50 g ochotki to cały nasz robaczany zapas. Bardzo ubogo, bo przecież to końcówka lutego i jeszcze tydzien temu łowiliśmy na lodzie…
Niemiłe zaskoczenie
I wszystko byłoby gotowe, tylko po przyjeździe na pobliskie łowisko zastała nas lodowa tafla… Nie taka cieniutka z porannego przymrozku, tylko gruby 2-3 cm lód, który dosłownie śmiał nam się prosto w oczy. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – jedziemy na kolejne łowisko i tam powtórka. Szyba na całym zbiorniku.
Czasem przychodzi w wędkarskiej głowie taka frustracja, która nie daje spokojnie usiąść i pogodzić się z porażką. Przecież jest niedziela, piękny dzień i jak tu siedzieć w domu…
Jedziemy dalej…
Postanowiliśmy, że wracamy coś zjeść i pędzimy przed siebie. Na kolejne łowiska. Przeciez jak zawsze mrozi tylko u nas na “biegunie północnym”. Im bliżej do cywilizacji tym zawsze cieplej.
Na kolejne łowisko trafiliśmy po 30 minutach jazdy. Niewielki 2 hektarowy zbiornik z lekkim przepływem. Zawsze zamarzał ostatni i pierwszy był wolny od lodu. Po dojechaniu na łowisko kolejny “gong”… Tutaj też jest lód. Wysiedliśmy z samochodu i po szybkim rekonesansie na łowisku stwierdziliśmy, że od strony napływu wody jest 40 metrów bez lodu.
Szybka decyzja i już rozpakowujemy nasz zestaw ekspedycyjny na łowisku.
Jak wygląda zestaw? Minimalnie 🙂 Krzesło z ramieniem pod feeder, wiaderko , pudełko na robaki, pokrowiec na wędki i plecak z klamotami (koszyki, żyłki , haczyki i inna pierwsza pomoc”.
Szybko przegruntowałem łowisko. Używając 20g ołowianej gruszki wykonałem kilka zarzutów w łowisko. Licząc czas opadu można stwierdzić głębokość wody , a przesuwając po dnie możemy wyczuć jego strukturę oraz znaleźć przeszkody. W ten sposób znalazłem równy blat na 1,2-1,4 metrowej wodzie o dość twardym dnie.
Jest to płytki zbiornik którym na tym właśnie blaciku przepływa woda od wpływu do spiętrzenia. Zawsze tam gdzie jest ruch wody pojawiają się ryby. To naturalne miejsca do poszukiwania przez nie pokarmu. Płynąca woda niesie jedzenie, a na wiosnę zawsze ryby idą w kierunku pod prąd w płytsze strefy. Być może wpływająca cieplejsza woda wabi je.
Na nęcenie wstępne użyłem niewielkiego plastikowego koszyka o rozmiarze 5 cm i średnicy +/- 2,5 cm. Lubię łowić plastikowymi koszykami na płytkiej wodzie. Po poderwaniu łatwo unoszą się do powierzchni i nie płoszą ostrożnych ryb. Na “dzień dobry” dostały 4 koszyki gliny z jokersem i 2 mixu zanęty z gliną. Później systematycznie starałem się przerzucać koszyk co 2-3 minuty. Budowałem w ten sposób pole zanętowe z gliny i jokersa.
Jest to trochę przeniesienie spławikowej taktyki w której dywanuje się łowisko dużą ilością gliny z niewielką ilością przynęt. Tworząc tzw. stół. Następnie podaje się precyzyjnie na to przynęty zanętowe. O ile w spławiku można to zrobić kubkiem, tutaj możemy użyć niewielkiego klasycznego koszyka, lub np.“open window’a”. Plastikowego koszyka, który wyglądem przypomina przydrożną kapliczkę. Wsypujemy do niego luzem jokersa i hakówkę ( lub inne robaki ) i lekko czopujemy od boku gliną. W ten sposób podajemy niewielkie , ale bardzo treściwe porcje w łowisko.
Na początku pojawiły się leszczyki, które bardzo delikatnie pobierały przynęty. Zdecydowanie czytanie brań ułatwiają szczytówki, które robimy w naszej pracowni. Mają delikatne szklane końcówki osadzone na carbonowych dolnikach. Są sztywne i nie bujają się na wietrze, a ich ultraczułe końce pokazują najdelikatniejsze brania.
Łowiliśmy tylko 2 godziny, bo wieczór zapada szybko. Woda obdarowała nas kilkunastoma wczesno-wiosennymi rybami, które dosłownie wygrzebaliśmy z granicy lodu i otwartej wody. Każdy dzień to nowa lekcja wędkarstwa.