Feeder, Picker i Wędkarstwo gruntoweRelacje z nad wody

Sposób na leszcze z portu i… wygrane zawody!

reklama

Ciepłe i słoneczne dni już za nami. Okres letni jest dla mnie bardzo intensywny. Lubię rywalizację, więc w niemal każdy weekend startuje w zawodach i trwa to do jesieni, gdy rywalizację wypierają wreszcie spontaniczne wyjazdy na dużego leszcza i płoć, czasami również towarzyszko wyskoczę na karpie. Od jakiegoś czasu wędkarstwo gruntowe, wypiera z mojego wędkarstwa również wyprawy z tyczką. Stałem się wielkim fanem „drgających szczytówek”. Uwielbiam te momenty, kiedy duży leszcz bardzo mocno przygina wędkę podczas brania, albo kiedy karp próbuje zabrać mi ją z podpórki.

Ciągnie wilka do lasu

Sposób na leszcze z portu i… wygrane zawody!

Po ciepłych miesiącach intensywnego żerowania, bardzo aktywne dotychczas ryby, stają się ospałe i pobierają bardzo mało pokarmu. Mocnych i zdecydowanych brań o tej porze roku, raczej już nie zobaczymy. Ciężki sprzęt, którym łowię w lato jest już wyczyszczony i odłożony na półkę. Do pokrowca pakuje natomiast delikatne trzymetrowe, lub krótsze feedery i pickery.

Gdzieś między towarzyskimi wyjazdami na ryby, zdarza mi się również, i późną jesienią wystartować w wędkarskiej rywalizacji. Tym razem padło na Zawody w feederze klasycznym, na kanale portowym w Nowej Soli.

Na pierwszy trening zabrałem ze sobą dwie mieszanki zanętowe. Pierwsza z nich przeznaczona do sprawdzenia czy w łowisku są leszczyki i była to jasna, leszczowa zanęta z jasną gliną rozpraszającą. . W drugim wiadrze czysta, ciemna płociowa zanęta, z niewielką ilością pinki. Rozłożyłem dwa kije, pierwszy z nich z ciemną zanęta wylądował na 20 metrze. Drugi, z jasną zanętą poleciał na odległość 30 metrów. Wszystko bez wstępnego nęcenia. Po prostu chciałem sprawdzić co się dzieje w wodzie. Istotne dla mnie było wiedzieć czy większa ryba weszła już głęboko w port, czy może jest przy wejściu do niego. Po pierwszym treningu wiedziałem jedno, płociowa zanęta nie przyniosła efektów, czyli płotki jeszcze nie było. W zamian brały małe krąpie, które nie dawały zbyt dużej wagi. Na jasną zanętę złowiłem dużo uklei, ale trafiały się też pojedyncze leszczyki.

Miałem już jakiś punkt zaczepienia. Teraz musiałem wyeliminować z pola nęcenia ukleję, aby umożliwić leszczom dostanie się do mojej przynęty.

Sposób na leszcze z portu i… wygrane zawody!
Stanowisko na treningu.

Kolejny trening

Na drugim treningu postanowiłem wprowadzić kilka zmian nie tylko w zanęcie, ale też w sprzęcie. Zrezygnowałem z dużych i lekkich koszy zanętowych na rzecz mniejszych i cięższych, które szybciej spadały na dno. Założenie było takie, by stojąca w toni i przy powierzchni ukleja nie zdążyła pobrać przynęty. Przygotowałem również jasną zanętę leszczową, z domieszką ciemnej, kanałowej i dodałem do tego ziemi bełchatowskiej. W drugim pojemniku postanowiłem spróbować samej ziemi z jokersem. Tym sposobem chciałem sprawdzić, jak ryba będzie reagować na różne mieszanki, które powinny ściągnąć mi w łowisko leszcze. W trakcie łowienia zauważyłem, że obie mieszanki przynoszą różne efekty. Na mieszankę z zanętą ryb było mniej, ale większe. Na ziemię z jokersem trafiały się pojedyncze leszczyki, ale było dużo niewymiarowych okoni i uklejek. Ze względu na małą rybę w łowisku, bardzo duży problem był z jej zacięciem.

W drodze powrotnej do domu rozmyślałem nad taktyką na zawody. Czy postawić na szybkościowe odławianie drobnicy, czy skupić się na leszczach? Postanowiłem skupić się większej rybie, która daję wagę.

Sposób na leszcze z portu i… wygrane zawody!
Ziemia z jokersem.

Zawody. Czas, start !

Przeddzień zawodów, po południu, dostałem informację od znajomego, że właśnie na tym łowisku odbyły się zawody spławikowe. Wygrał zawodnik z wynikiem podad 9kg, a rezultat zrobiony był właśnie na leszczach. Ta wiadomość jeszcze bardziej uświadomiła mi, że taktyka na jaką chcę postawić, powinna być dobra.

Nastał dzień zawodów. W oczekiwaniu na losowanie, zastanawialiśmy, które stanowiska są najlepsze. Większość z kolegów wybrałaby sektor B, czyli miejsca od 13 do 24. Był to bardziej rybny odcinek portu. Mnie losowanie przyniosło stanowisko numer 5. Na zawodach spławikowych, które były rozegrane dzień wcześniej, z tego miejsca padło trochę ponad 4 kg ryby. Uczucia więc były mieszane.

Dwa słowa o sprzęcie

Rozłożyłem trzy wędki, w tym jedną do wstępnego nęcenia. Jest to mocny feeder o ciężarze wyrzutu do 150 gram, z dużym kołowrotkiem i nawiniętą żyłką 0.30 mm. Dwie pozostałe to delikatne trzymetrowe feedery Tubertini Atrax o ciężarze wyrzuty do 40 gram. Na jednym kiju założyłem szczytówkę 0,75 uncji, z myślą o bezwietrznej pogodzie. Na drugiej wędce 1,25 uncji, gdyby wiatr przeszkadzał w dobrej widoczności brań. Kołowrotki o rozmiarze 4000 Ryobi Ecusima z nawiniętą plecionką o średnicy 0,12 mm, zakończoną przyponem strzałowym ze skrętką. Na delikatniejszej wędce zawisł mały koszyk 20 gram i przypon długości 80 cm z żyłki 0,08 mm oraz haczyk numer 20. Druga wędka miała koszyk o gramaturze 30 gram i przypon z żyłki 0,10 mm oraz hak numer 18.

Sposób na leszcze z portu i… wygrane zawody!
W oczekiwaniu na przygięcie szczytówki.

Mieszankę do nęcenia zrobiłem z dwóch kilogramów zanęty, po kilogramie leszczowej i kanałowej, wymieszałem to z 2 kilogramami, ciemnej gliny rozpraszającej. Osobno miałem jeszcze 2 kilogramy gliny wiążącej, do podawania samego robactwa. Na start poszło około 10 koszy z zanętą i 5 koszy gliny z jokersem i pinką.

Początek nie zwiastował sukcesu

W pierwszej godzinie złowiłem kilka małych krąpi, nie wyglądało to dobrze. Zresztą jak w całym sektorze. Po kolejnych piętnastu minutach kolega ze stanowiska obok złowił pierwszą większą rybę tego dnia, był to leszczyk około 500 pkt. Postanowiłem mocno donęcić i spróbować ściągnąć je do siebie. Minęła dłuższa chwila od kolejnego nęcenia, wtedy szczytówka delikatnie, ale stanowczo się ugięła. Bez żadnych szarpań, co jest charakterystyczne dla małych ryb. Zacięcie i jest, czułem na kiju, że to będzie dużo większa ryba od poprzednich. Po chwili w podbieraku wylądował pierwszy leszcz, taki na 400 pkt. Miałem nadzieję, że nie była to jednorazowa sytuacja. Kolejny rzut zestawu do wody i po kilku minutach melduje się kolejny.

Przez dwie godziny, z mniejszymi lub większymi przerwami, odławiałem je systematycznie. Byłem dobrej myśli. W moim sektorze tylko u mnie ustawiła się większa ryba w zanęcie. Bardzo ważna tego dnia była przynęta. Na samą ochotkę bardzo często brała mała ryba, dopiero gdy dodałem do niej dwie pinki, wtedy były najlepsze rezultaty.

Sposób na leszcze z portu i… wygrane zawody!
Przeważający rozmiar leszczy.

Końcówka zawodów była już mniej owocna, ryba wyraźnie przestała żerować w naszym sektorze. Po cichu miałem nadzieję, że wynik, który uzyskałem da mi jedynkę sektorową. Na wygraną nie liczyłem, gdyż słuchy jakie mnie dochodziły podczas wędkowania na to wskazywały. W sektorze B ryby odławiali prawie wszyscy zawodnicy, przez cały czas.

Sposób na leszcze z portu i… wygrane zawody!
Mój połów.

Czas warzenia, czyli emocję sięgają zenitu

Nadszedł czas ważenia, w moim sektorze do pobicia był zawodnik z wynikiem ponad trzy kilogramy. Waga moich ryb pokazała 8680 gram. Jedynka sektorowa była więc moja, byłem bardzo zadowolony. Chwilę później okazało się, że w sektorze B wygrał wynik 7735 gram. Zaskoczyło mnie to bardzo, a zarazem uradowało. Oznaczało to, że wygrałem te zawody. Jednak bardziej od wygranej cieszyłem się z wyniku jaki zrobiłem. Gdyby nie te dwa treningi i wyciągnięte wniosku, wynik pewnie byłby zupełnie inny.

Sposób na leszcze z portu i… wygrane zawody!
Końcowa klasyfikacja.

Dodatkowym smaczkiem i powodem do małej dumy był dla mnie fakt, że na liście startowej znalazło się czterech uczestników Grand Prix Polski i Mistrzostw Polski w feederze, poziom był więc dość wysoki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *