Okoń pospolity czyli Perca fluviatilis jest rybą drapieżną, która dość licznie występuje we wszystkich wodach w Polsce. Oczywiście jego populacja i średni rozmiar różnią się w zależności od regionu Polski. W północnej części kraju, gdzie mieszkam i łowię, ryby te występują bardzo licznie i szczerze mówiąc uważam gdańskie wody za jedne z najlepszych w kraju. Popularność tej ryby powoduje, że wędkarze stosują zróżnicowane techniki ich łowienia. Które są najskuteczniejsze? Które najtrudniejsze? Które dają największe ryby?
Łowienie okoni na spinning
Od pewnego czasu traktuję wędkarstwo czysto sportowo, dlatego okonie łowię tylko metodami spinningowymi na sztuczne przynęty. Nie oznacza to, że tylko w taki sposób możemy złowić te piękne, pasiaste drapieżniki. Okoń równie dobrze bierze na zestawy gruntowe i spławik. Klasyczny zestaw gruntowy z koszyczkiem i czerwonym robakiem na końcu zestawu jest doskonałą przynętą na grubego okonia. W Gdańsku, gdzie słodkowodna Motława łączy się z lekko zasoloną Martwą Wisłą, doskonałą przynętą są garnele, czyli bałtyckie krewetki. Potwierdza to regułę, że okoń żeruje na większości organizmów żywych zamieszkujących wody. Te większe sztuki bardzo chętnie żerują na małych skorupiakach, takich jak raki czy wcześniej wspomniane krewetki.
Łowienie okoni to naprawdę kreatywne zajęcie. Jest to ryba, która potrafi z minuty na minutę zmienić preferencje co do koloru przynęty i jej wielkości oraz sposobu prezentacji w wodzie. Jego natura wymaga od spinningisty ciągłych zmian i testowania bardzo szerokiej gamy przynęt i technik. Jedną z najbardziej popularnych, najprostszych i najbardziej skutecznych technik jest boczny trok.
Boczny trok
Kiedy boczny trok opanował polskie łowiska, okonie łowili nim wszyscy i wszędzie. Uważam, że jest to technika, która w pewien sposób zdewastowała część polskich łowisk i realnie przyczyniła się do zmniejszenia rybostanu okonia w naszych wodach.
Boczny trok jest bardzo prostym i skutecznym zestawem, po który często sięgają nawet zawodnicy. Daje możliwość złowienia wielu ryb w relatywnie krótkim czasie. Z moich obserwacji i doświadczeń wynika, że są to głownie i małe średnie ryby, chociaż czasem nawet duży okoń połakomi się na przynętę na troku.
Zestaw na boczny trok jest bardzo prosty w budowie. Na końcu naszej żyłki wiążemy pętlę, którą później przecinamy nożyczkami, tak aby jedna część żyłki była zauważalnie dłuższa niż pozostała (długość troku regulujemy na podstawie naszych obserwacji, typu dna etc.). Po przecięciu pętli mamy dwa końce żyłki – do krótszej mocujemy ciężarek, do dłuższej haczyk. Prowadzenie zestawu z bocznym trokiem sprowadza się do powolnego, jednostajnego ściągania zestawu poprzez przesuwanie ciężarka po dnie. Przynęta, która bez obciążenia swobodnie płynie za ciężarkiem, bardzo efektywnie kusi okonie znajdujące się w warstwie przydennej. Jej ruchy są wyjątkowo naturalne, ponieważ nie stosujemy czeburaszki czy dodatkowego obciążenia w postaci główki jigowej.
Jeśli chodzi o sprzęt stosowany przy bocznym troku, to nie musimy nastawiać się na wyżyłowane wędki z pracowni. Opisywana metoda może być spokojnie obsłużona lekkim wędziskiem z wklejaną szczytówką i prostym kołowrotkiem z żyłką. Zastosowanie wklejanki pozwoli nam na bardzo dobre obserwowanie tego co dzieje się z zestawem – bardzo często okonie delikatnie zasysają przynętę i wtedy sygnalizacja szczytówką może być naszym sprzymierzeńcem.
Boczny trok to przeważnie bardzo małe przynęty tzw. paprochy. Doskonale sprawdzą się małe twistery i rippery, ale warto próbować innych przynęt, takich jak owadopodobne imitacje czy przynęty typu worm.
Łowienie z opadu
Słowo „opad” odmieniane jest przez wszystkie przypadki na forach wędkarskich i w publikacjach specjalistycznych. Czym jest ta metoda? Gdybym miał w jednym zdaniu opisać jak wygląda łowienie opadem, to można powiedzieć że jest to takie prowadzenie przynęty w wodzie, które przypomina zęby piły.
Żeby zrozumieć dlaczego ta technika jest bardzo skuteczna, trzeba wiedzieć, że większość drapieżników znajduje się blisko dna. To właśnie tam pośród kęp zielska, kamieni i zatopionych przedmiotów, okonie znajdują bardzo dobre kryjówki i sporo pożywienia w postaci drobnych skorupiaków, larw owadów i narybku. Technika opadu to prowadzenie przynęty, która opada w kierunki dna i podbijanie jej w kierunku lustra wody. Trajektoria ruchu przynęty przypomina wtedy sinusoidę lub wspomniane wcześniej zęby piły.
Proste? Nie do końca. Jeśli mówimy o technice opadu, musimy rozpatrzyć kilka kwestii związanych z prezentacją przynęty. Bardzo duży wpływ na tempo jej opadania ma waga zastosowanej główki jigowej lub czeburaszki. Oczywistym jest, że przynęta uzbrojona w cięższa główkę jigową będzie agresywniej szybowała w stronę dna. Sprawa komplikuje się kiedy weźmiemy pod uwagę kształt główek, o których pisałem w moim wcześniejszym artykule na blogu. Łowiąc opadem możemy stosować główki jigowe dedykowane do tej metody, które maksymalnie wydłużają czas szybowania przynęty nad dnem bądź w toni. Przy łowieniu okoni bardzo ważne jest, żeby czas opadu przynęty był maksymalnie długi, co niezwykle dobrze prowokuje pasiaki do ataku. Dodatkowo sam rodzaj przynęty ma wpływ na czas i trajektorię opadu. Inaczej w stronę dna opada kogut, a inaczej ripper z bardzo szerokim ogonkiem.
Bardzo ważnym aspektem łowienia z opadu jest dobór sposobu prowadzenia przynęty w wodzie. Możemy stosować bardzo agresywne podbicia, po których przynęta szybko wzbija się do góry. Kiedy to zawodzi, można stosować delikatne, podwójne podbicia i opad przynęty do samego dna. Tak naprawdę istnieje nieskończenie wiele sposobów prowadzenia przynęty w opadzie, które ograniczone są jedynie naszą wyobraźnią.
Jeśli chodzi o sprzęt do łowienia opadem, to sprawa jest bardziej skomplikowana niż w przypadku metody bocznego troka. Kij spinningowy do okoniowego łowienia z opadu powinien być relatywnie szybki i bardzo dobrze przekazujący drgania i sygnały generowane przez uderzenie przynęty w dno czy inne przeszkody. Osobiście do opadu stosuję szybkie kije o akcji szczytowej, co pozwala mi na agresywne podbijanie przynęt. Staram się nie stosować kijów dłuższych niż dwumetrowe, co pozytywnie wpływa na kondycję mojego nadgarstka. Kolejnym niezbędnym elementem wyposażenia jest plecionka, bez której nie wyobrażam sobie łowienia z opadu. To właśnie plecionka jest głównym sygnalizatorem brań przynęty w opadzie. Miejsce, w którym linka wchodzi do wody to punkt, na którym spinningiści stosujący tę metodę skupiają swój wzrok.
Drop shot
Drop shot to technika, która przywędrowała do nas ze Stanów Zjednoczonych, gdzie miejscowi spinningiści używają jej do łowienia bassów. Została wymyślona w celu obławiania miejsc bardzo zarośniętych, drobnych oczek wolnej wody w pasie przybrzeżnym czy zatopionych gałęziach. Drop shot okazał się na tyle skuteczny, że zrobił międzynarodową karierę i stosowany jest do łowienia m.in. okonia i sandacza. Metoda ta jest niezwykle skuteczna w zimnych porach roku, kiedy ryba jest zdecydowania mniej aktywna i przebywa większość czasu w strefie przydennej.
Zestaw drop shotowy jest równie prosty co boczny trok. Do głównej linki / żyłki wiążemy hak w taki sposób, żeby pod nim zostało ok 50-80cm żyłki. Do wolnego końca mocujemy ciężarek, hak uzbrajamy w przynętę i zestaw jest gotowy. Zaczynając naszą przygodę z drop shotem, możemy spokojnie wiązać haczyk węzłem palomar, który jest podstawowym węzłem spinningowym.
Prowadzenie przynęty w metodzie drop shot nie jest aż tak wymagające jak np. w technice łowienia z opadu. Po wrzuceniu zestawu do wody czekamy aż ciężarek opadnie na dno – widać to bardzo dobrze po zluzowaniu głównej linki. Kiedy zestaw jest na dnie, napinamy plecionkę w taki sposób, aby nie oderwać ciężarka od dna. Możemy zaczynać! Bardzo delikatne ruchy nadgarstka i szczytówki wprowadzają przynętę w drgania, falowania i ruch. Sposób prezentacji musimy dobrać sami – czasem najbardziej skuteczne są delikatne ruchy, a czasem wręcz przeciwnie – tylko mocne szarpnięcia i regularne drgania przynęty prowokują ryby do ataku. Jeśli nie mamy kontaktu z rybą, przesuwamy zestaw kilka metrów dalej i zaczynamy całe przedstawienie od początku – opadnięcie ciężarka, napięcie zestawu, animacja przynęty.
Przynęty stosowane w tej metodzie to cały zakres i asortyment sklepów wędkarskich. Możemy stosować zarówno klasyczne rippery, twistery i jaskółki. Bardzo dobrze sprawdzają się również imitacje owadów czy kijanek. Tutaj nie ma złego wyboru i jak to w wędkarstwie musimy metodą prób i błędów znaleźć złoty środek.
Jeśli chodzi o ekwipunek, to bardzo ważne jest stosowanie plecionki w zestawie. To właśni linka o zerowej rozciągliwości przenosi każdy najdrobniejszy sygnał do szczytówki wędziska. Bywają dni, kiedy okoń żeruje bardzo niemrawie i branie widzimy właśnie na plecionce. Dobór kija spinningowego do drop shot’a jest indywidualna kwestią.
Wspólnym mianownikiem wszystkich propozycji będzie długość – staramy się dobierać maksymalnie długi kij do wody, na której łowimy. Kije o długości 2.4-2.7 metra będą bardzo uniwersalną propozycją dla zaczynających przygodę z tą metodą. Charakterystyka kija jest sprawą bardziej skomplikowaną. Moim ulubionym kijem dropshotowym jest pięciofuntowy kij okoniowy w typie AJI – Japończycy używają go do łowienia m.in. makreli. Kij jest szybki i dość sztywny, co przeczy już zasadzie której hołduje większość wędkarzy łowiących drop shot’em, którzy często używają klasycznych wklejanek (pełnej szczytówki). Idąc trochę na przekór, łowię wędziskiem z pustą, twardą szczytówką. Takie rozwiązanie pozwala mi na bardzo dobrą kontrolę przynęty, wprowadzenie jej w drobny ruch i łatwą kontrolę napięcia zestawu. Twarda szczytówka to również bardzo dobra sygnalizacja – drgania i sygnały idealnie przenoszone są do rękojeści wędziska.
Łowienie na woblery
Łowienie okonia na woblery metoda bardzo skuteczna ale niestety relatywnie droga. Biorąc pod uwagę ceny przynęt silikonowych i woblerów, nie dziwi bardzo wysoka popularność twisterów i ripperów nad woblerami. Dodatkowo łowcy większych okoni wiedzą, że zastosowanie przyponów wolframowych i innych „szczupakoodpornych” realnie zmniejsza szansę na dużego pasiaka, ale minimalizuje straty woblerów, które prowadzone nawet na fluorocarbonie są chętnie obgryzane przez szczupaka. Osobiście takie koszty mam wkalkulowane w łowienie okonia – bez przyponu zdarzają się straty, ale to cena za szansę na naprawdę ładnego okonia.
Od kilku lat bardzo popularną metodą łowienia okoni na woblery jest twitching. Jest to technika opierająca się na prowadzeniu woblera poprzez energiczne pooszarpywanie. Na pewno znajdzie się ktoś, kto stwierdzi, że łowił tak już 30 lat temu na woblery z kory kasztana, ale nie zupełnie o to chodzi. Do twitchingu bardzo często używa się woblerów neutralnych (ang. „suspending” – zawieszonych). To wobler, który w trakcie przerwy w prowadzeniu nie wynurza się i nie tonie, zwyczajnie zastygając na danej głębokości. Woblery dedykowane do twitchingu posiadają też agresywna pracę przy szarpnięciu i bardzo ładnie „odjeżdżają” wtedy na boki. Mając w ręku takie narzędzie, które bardzo energicznie pracuje na boki, zastyga na dowolnej głębokości możemy prowadzić wobler, który idealnie imituje albo spłoszoną, uciekającą rybkę albo opadniętą z sił, ranną próbującą resztką sił uciekać. Taka prezentacja jest bardzo kusząca dla drapieżników. Bardzo dużo okoni większych niż 35 centymetrów złowiłem właśnie na twitcha.
Metoda ta posiada swoje wady, a główną z nich jest cena sprzętu. Niestety dobre woblery do metody twitchingowej to wydatek w przedziale 45-90PLN za sztukę. Z tej półki z czystym sumieniem mogę polecić takie modele jak Megabass X-70, Megabass X-80 Trick Darter, Zipbaits Rigge, Duo Ryuki czy trochę tańsze (równie skuteczne) woblery firmy Pontoon21 – Greedy Guts, Cablista czy Gaga Goon.
Na szczęście dla portfeli spinningistów, są też bardzo ciekawe propozycję z niższej półki. Woblery które uważam za równo skuteczne co japońskie to przede wszystkim polskie Sieki – Skippery, Huntery – Yoda i Ronin oraz propozycje od zagranicznych producentów – Gunki Gamera, Savage Gear Gravity Twitch czy Strike Pro – Beta Minnow i Alpha Minnow.
Wędzisko do prowadzenia woblerów w opsisywany sposób powinno być przede wszystkim na tyle mocne, żeby obsłużyć woblery o długości 5-8 centymetrów. Do twitchingu stosuję model Major Craft New Finetail 692ML o wyrzucie 2-12 gramów. Jest to kij o akcji regular-fast i ugięciu przesuniętym ku 1/3 długości kija. W poprzednim sezonie łowiłem bliźniaczą konstrukcją, modelem New Finetail o wyrzucie do 10 gramów i akcji fast. Po roku spędzonym z szybkim kijem i woblerach twitchingowych, stwierdziłem, że wolniejsza akcja i przesunięcie ugięcia ku środkowi kija to jest to czego szukałem. Woblery prowadzę płynniej, nie wyrywam ich z wody kiedy obławiam wysokie murki i tracę zdecydowanie mniej ryb, które delikatnie zahaczają o kotwicę woblera. Z drugiej strony, koledzy którzy są nie mniej skuteczni, do twitchingu używają szybkich kijów o ugięciu szczytowym – kwestia indywidualnych preferencji.
Która z metod jest najskuteczniejsza?
Wędkarze wymyślają coraz to nowsze metody łowienia okoni, głownie dlatego że przystosowują się do zmiennym warunków nad wodą. Inaczej łowimy na bieżącej Wiśle, a inaczej na lokalnym kanale bez zauważalnego uciągu wody. Ten krótki wstęp jest też odpowiedzią na pytanie w nagłówku akapitu – nie ma najskuteczniejszej metody. To czy wybierzemy drop shot’a, wobler czy opad zależy od tego gdzie łowimy i co uważamy za skuteczne łowienie. Jako wędkarz, czuję się bardziej szczęśliwy łowiąc 2-3 duże okonie w trakcie jednego wyjścia niż kilkadziesiąt małych, dlatego bardzo często łowię woblerami i nigdy nie łowię na boczny trok, który uważam za nudny i kaleczący małe ryby.
Gdybym miał wybrać uniwersalną metodę, która działa nie tylko na okonia ale na większość drapieżników w polskich wodach, to byłoby to łowienie opadem. Jest to technika, które wymaga też od wędkarza doskonalenia warsztatu – rozpoznawania sygnałów, które przekazuje przynęta, precyzyjnych rzutów i prowadzenia. Gdybym miał polecić metodę dla początkującego okoniarza, to wskazałbym drop shot – pozwala na obławianie wielu miejscówek i daje dużo ryb, co w początkach przygody ze spinningiem jest bardzo ważne.