Relacje z nad wodyWędkarstwo podlodowe

Czorsztyn zimą

reklama

Ubiegło roku kiedy pojechaliśmy z Frankiem na zbiornik w Czorsztynie , zachwycił nas swoim urokiem. Bezkresne “Góralskie Morze” czy też “lodowa pustynia” u podnóża Tatr kupiła nas swoim pięknem. Byłem tam kilka razy na podlodowym Grand Prix Polski, ale ferwor zawodów nie pozwalał na swobodne poznawanie zatok i innych podwodnych tajemnic. Przemierzaliśmy kilometry po lodzie poznając łowisko. Złowiliśmy kilka ciekawych Ryb i obiecaliśmy sobie, że na pewno tu wrócimy…

Od samego rana przez całą sobotę dyskutowałem z Frankiem co robimy w niedzielę. Nie można siedzieć w domu. Na sanie woda pośniegowa = zero brań na rzece, dopływy brudne, stawy zamarznięte cienką warstwą kaszy. Tak źle i tak nie dobrze. Niestety najbliższe łowiska bez lodu to minimum 100 km od domu…

Przeglądając na Facebooku co w trawie piszczy zauważyłem, że trwają podlodowe mistrzostwa Okręgu Nowy Sącz. Zdziwiłem się dość poważnie i napisałem do Jacka czy mają jeszcze lód na “Czorcie”.  W głowie zaczął powoli rodzić się szalony plan wycieczki w góry. Kiedy otrzymałem odpowiedź, że jest, ale to chyba ostatni – nie czekałem długo. Wiadomość do Karola – czy przypadkiem nie wybiera się na łowienie i zapada decyzja.

Czorsztyn zimą

Jedziemy na Czorsztyn

Z naszego domu to jedyne 200 km drogi tylko, żeby była to autostrada, zajęłoby nam 1,5 godziny. Jazda nocą po górskich dróżkach to bite 3,5 godziny.

Ochotkę mamy, jokersa mamy, gliny mamy, zanęty mamy i tak odhaczyłem całą “czek listę”. Szybko usmażone kilka schabowych to poważny prowiant na lód, oczywiście swojska kiełbasa, chleb , garnek na herbatę i trochę klepek na ognisko. Zapasowe koło – bo górskie drogi po zimie mają niesamowite dziury, a stanie w nocy i liczenie na czyjąś litość to nie dla nas. Franek przygotował gliny i zanęty. Opłaciłem składki za łowienie i jesteśmy gotowi.

Hmmm, czegoś mi brakowało – oczywiście mormyszki. Przecież ile bym nie miał to zawsze mało. Trzeba zalutować kilka świetlików tak ulubionych przez czorsztyńskie okonie. Do tego kilka kolorowych świecidełek i klasyczne “złotka” na okonie.

Wyjechaliśmy tuż przed piątą, powoli przemierzając nocą drogę w kierunku Dukli, następnie wietrznymi przełęczami do Gorlic. Po drodze niepokoił nas front , który niesamowicie dmuchał i nie dawał optymistycznych prognoz na późniejsze łowienie.

Koło New Sącza wiatr przestał dokuczać, a gdy przedziera liśmy  się z Krościenka do Czorsztyna na niebie nie było ani jednej chmurki.

Wyjeżdżając na górkę pomiędzy Grywałdem, a Kluszkowicami widok aż nam odebrał oddech. Panorama ośnieżonych Tatr skąpana we wschodzącym słońcu. Nie da się opisać tego wrażenia. Trzeba po prostu przyjechać i zobaczyć, a później już tylko pędzić nad zalew. Pojechaliśmy na przystań statków do Mizernej – to świetna baza wypadowa dla podlodowca. Na miejscu spotkaliśmy Karola, a tuż za nami przyjechał Jacek. Synchronizacja idealna 🙂

Czorsztyn zimą

Na parkingu mnóstwo aut, sporo ludzi na tafli pomimo wczesnej pory i zawody centralnie na wprost wjazdu.

Zaczynamy łowienie

Ciekawe miejscówki znajdowały się na sektorach zawodów, więc obeszliśmy je dookoła i zaczęliśmy wiercenie od 10-12 metrowej wody.  Rano zawsze dobrze gryzły czorsztyńskie pasiaki, a tutaj trafienie życiówki to naprawdę kwestia każdego dnia. Nigdy nie wiadomo co nas czeka .

W tym roku wzbogaciliśmy nasz arsenał od Deepera Chirp +. Powoli odkrywamy jego możliwości, ale są naprawdę jeżeli chodzi o wędkarstwo podlodowe bardzo duże. Kamera została w domu , zabraliśmy tylko sonar.

Po wywierceniu trzech otworów zanęciliśmy je i rozpoczęliśmy skanowanie. Pierwszy to pojedyncze drobne ryby , drugi pusty , a trzeci ….

Na  początku wyglądało to jakby coś się popsuło na flasherze, bo nad dnem pojawiła się żółto-pomarańczowa plama. Pionowy skan pokazał ruchome dno nad dnem, gdy zmieniliśmy tryb na zwykły skan, pokazała nam się ogromna ławica sporych ryb. Jednak to nie przywidzenie, coś w tej wodzie jest i jest tego dużo. Franek wpuścił mormyszkę i … cisza.

Ryb pełno i zero reakcji. Niesamowite rzeczy. Wyglądało to jakbyśmy mieszali kijem w zupie ryżowej i usiłowali wyłowić ziarenko. Postanowiliśmy donęcić, żeby sprowokować ryby do żerowania. I tak szybko jak przyszły – tak szybko zniknęły. W dziurach pojawiły się pojedyncze małe ikonki ryb. Franek wyłowił 2 jazgarze i małego okonia. I tak w pierwszym miejscu mieliśmy spotkanie z Czorsztyńską ścianą. Twarde i bardzo sprowadzające nasze marzenia na ziemię.

Po nieudolnych próbach przechytrzenia ryb – widmo przenieśliśmy się na płytszą wodę w stare korytko wpadającego potoku. Towarzyszyła nam dość spora grupa wędkarzy. Jak wiadomo hałas na lodzie nie bardzo sprzyja połowom. Widziałem sporo ryb na echo dość wysoko w toni, ale łowiłem je nieskutecznie. Dopiero po zastosowaniu mojego mikro-świetlika z hakiem 22 każdy przelot dawał sportową płotkę. Franek nie mógł się wpasować i dopiero zmiana mormyszki i tempa opadu zaczęła dawać mu ryby. Korzystając z cudownej pogody bawiliśmy się drobnicą.

Po 14 nic nie zapowiadało wizyty płoci w naszym łowisku, tłum ludzi zdecydowanie je zniechęcił. Karol z Jackiem poszli sprawdzić ostatnią miejscówkę na 8-9 metrowym blacie.

Po 15 minutach dostajemy telefon – “zbierajcie zabawki i szybko do nas, bo szkoda dnia!” Ruszyliśmy z Frankiem przez lodową pustynię na łowisko ostatniej szansy.

Karol uchylił pokrywę wiaderka i oczy Franka zrobiły się wielkości 5-cio złotówek. Jakie płocie!!! –  piękne 400-500 gramowe czerwonopłetwe. Łowił je praktycznie co wpuszczenie mormyszki. Odsunęliśmy się kilka metrów , szybkie dwa otwory i do każdego twarda kula miksu zanęty z gliną i jokersem zapanierowana w luźnej zanęcie. Podana z podajnika na 6-tym metrze. Drugi podajnik z gliną, hakówką i jokersem.

Franek wpuścił mormyszkę i dwa metry nad dnem zdecydowane branie. Nie takie płociowe “pyyyk” to raczej było “Booooom”.  Zacięcie i słysze – “Tata mam”. Niesamowita waleczność czorsztyńskich płoci w zestawieniu z ich “muskulaturą” dają mnóstwo radości z holu. Są nieobliczalne, potrafią spod samego przerębla pojechać aż do dna…

Czorsztyn zimą

To co działo się przez ostatnie półtorej godziny tego słonecznego, bezwietrznego dnia było spełnieniem naszych podlodowych marzeń. Zdarzały nam się hole czterech ryb na raz. Jak to mówi Jacek – wiedza jest bezcenna, a Czorsztyn nie jest łaskawy dla każdego. Dla nas był… Był i to jak – nie dość, że dał nam wspaniałych znajomych z którymi łowienie to czysta przyjemność, dał nam pogodę na którą czeka się całą zimę i dał nam ryby. I to jakie ryby. Płocie które będą śniły nam się po nocach. 

I jeżeli myślicie, że to był koniec to napiszę Wam, że następnego dnia poszliśmy z Frankiem na te same dziury i to co nas spotkało było odwrotnością niedzieli. Porywisty zimny wiatr, brak ludzi na lodzie i po 3 godzinach szukania sposobu jak odpalić więcej płoci (mieliśmy wtedy po 3 szt na głowę) woda się otworzyła. Jeżeli w niedziele było wędkarskie spełnienie marzeń – to w poniedziałek doznaliśmy wizyty w raju… Ale to już materiał na inną opowieść 😄

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *