W tym roku przyroda ewidentnie sobie zaspała. Na podkarpaciu zima gościła niemal do końca marca. Zimny kwiecień, chłodny maj spowodował znaczne opóźnienie w rocznym kalendarzu. Świnki wróciły się z ciągu tarłowego, okonie i szczupaki tarły się na przełomie maja i kwietnia, a “March Brown” (duża bordowa lub brązowa mucha występująca wczesną wiosną) roiła się jeszcze po “zimnych ogrodnikach” (12-14 maja).
Nasze czerwcowe wędkarskie wyprawy w poszukiwaniu kleni i świnek znacznie różniły się od poprzednich lat. Dosłownie tak jakbyśmy się cofnęli w czasie o miesiąc.
Świnki na początku miesiąca zaczęły schodzić z tarlisk w przybrzeżne żerowiska. Ustawiały się w równym uciągu na 1- 1,5 metrowej wodzie i intensywnie uzupełniały straty energetyczne po tarle. Mogliśmy się cieszyć nimi łowiąc bardzo blisko brzegu na tyczkę. Dosłownie były 7-9 metrów od brzegu. Zmącona woda, którą San niósł z Bieszczadów umożliwiała na łowienie pod nogami pięknych 40-45 centymetrowych świnek na wolną przepływankę dyskami w przedziale 5-15 g. Nieraz , kiedy startowaliśmy zaraz po 15-tym maja (koniec okresu ochronnego dla świnki na Sanie) wysoka woda zmuszała nas do łowienia na poziomie 30-to gramowych spławików wielkości rakiety do ping-ponga 😉
Przynęty…
Ewidentnie przynętą numer jeden były białe robaki, które podawaliśmy klejone ze żwirem gumą arabską w ilościach dochodzących niemal do 2 litrów na wypad. Świnki uwielbiają duże ilości robaka, szczególnie tuż po tarle. Do tego stosowaliśmy nasz ulubiony TOP CLASS Rzeka. Duże 3-kilogramowy worek w zupełnie wystarczał na jedną czterogodzinną sesję. Do tego glina River Strong w ilości jeden do jeden ( objętościowo na 5 litrów zanęty – 5 litrów przetartej gliny). Wszystko sklejone bentonitem. Pół mieszanki wyrzucaliśmy “z ręki “ na start i dodawaliśmy do tego 4 kule robaków ze żwirem z kubka.
Przy odpowiednim namierzeniu miejscówek świnki pojawiały się niemal natychmiastowo. I solidnie pilnowane w łowisku donęcaniem pozwalały cieszyć się emocjonujacymi holami przez całą sesję. Cienkie przypony 0,11-0,13 wykonane z żyłki M1 Matchpro umożliwiały na naturalne podanie przynęty. Haczyki Drennan Carbon Match 16-14, a na nich 2-3 białe robaki to taki świnkowy standard.
Drugą rybą którą szukaliśmy w czerwcu były klenie. Tym razem rójka jętki majowej (“May Fly”) przesunęła się na pierwsze tygodnie czerwca. Wykorzystując ten fakt zrobiłem w mojej pracowni kilka imitacji much i ruszyliśmy na poszukiwania sanowych amatorów owadów.
Kiedy dotarliśmy nad wodę okazało się , że klenie żerują na środku rzeki. Jest tam wypłycenie z grubymi kamieniami. To naturalne ich żerowisko. Szczególnie tych okazów które nas najbardziej interesują czyli w rozmiarze 40+. Niestety wysoki poziom wody wykluczał brodzenie, bo na tej miejscówce mamy głębsze rynny pod nogami. Wykluczyło to użycie muchówki, gdyż podanie muchy na cały sznur nie pozwoliło by dosięgnąć ryb.
Zamieniamy wtedy muchówkę na matcha…
Wystarczy zastosować pływak używany do połowu pstrągów we włoszech, a coraz częściej używany w Polsce, zwany fachowo sbirulino. Na środkowym Sanie od lat łowi się na podobną metodę od wielu lat. Kula wodna – to sanowa relikwia. Metoda stosowana od lat do łowienia z dystansu na muchę. Napełniana wodą umożliwia na duży zasięg i dosięgnięcie ryb nawet z 70-80 metrów. Za kulą mocowało się 1,5-2,5 metrowy przypon zakończony muchą. Metoda bardzo prosta i niesamowicie skuteczna. Wystarczyło wziąć ze sobą pudełko z muchami, wędkę, krótkie wodery i okulary polaryzacjne. Szpulkę przyponówki i niewielki podbierak. Często jako młody chłopak wsiadałem w autobus PKS i jechałem kilka kilometrów wyżej, żeby swobodnie schodzić sobie brzegiem rzeki i po kolei obławiać miejscówki dochodząc do domu na koniec łowienia. Z wiekiem wyprawy były coraz dłuższe, a ilość poznanych miejscówek rosła.
Często jako przyłów trafiały się bolenie, pstrągi i czasami inne rzeczne ryby żerujące na owadach. Technika łowienia była podobna do spinningowego łowienia na spływ. Długi rzut na środek rzeki, najlepiej lekko w dół. Szczytówka wysoko do góry, tak aby jak najmniej żyłki było na powierzchni wody. Lekko podwijając żyłkę kołowrotkiem dla uzyskania stałego napiecia sprowadzaliśmy nasz “zestaw” pod brzeg i obławialiśmy miejscówki wachlarzem. Branie było widoczne poprzez wyjscie ryby do powierzchni za kulą ,a następnie nawet czasem odczuwalne na kiju. Zdecydowana reakcja pozwalała zapiąć rybę w tempo, a spokojny hol umożliwiał wyjęcie na przypony 0,12-0,14 niejednokrotnie ryb znacznie przekraczających wytrzymałość żyłki zadeklarowaną przez producenta na szpuli.
Niezwykle ważnym wyposażeniem były okulary polaryzacyjne. W obecnych czasach to wędkarka codzienność, a kiedyś rarytas dostępny dla nielicznych. Likwidują one odbicie słońca na powierzchni i znacznie ułatwiają obserwacje ryb w łowisku.
Przynęty – to imitacje wiosennych much. Począwszy od słynnych March Brown i ciemnych Black Zulu na początku sezonu, później zmieniające się na różne formy żółtych i mlecznych May Fly. Im cieplej tym na wodzie roi się coraz więcej chruścików, a ich imitacje to kleniowe przysmaki. Osobiście najwięcej ryb łowiłem na Muddler Minow w wersji mini oraz na Sage Goddard. To imitacje chrustów zbudowane z sarniej sierści która ma wysoką pływalność, a przez to można charakterystycznie “smużyć” za naszym pływakiem. Bardzo mocno prowokuje to klenie do ataku. Często przyłowem stawał się piękny boleń, który nie raz z ciekawości uderzał z ogromnym impetem w naszą kulę wodną myląc ją z uciekającą przed nim ofiarą. Wystarczyło wtedy zastosować większy streamer imitujacy rybkę i często w kilku rzutach nasz rzeczny bandzior sam stawał się ofiarą.
Łowienie na kulę wodną
Łowienie na kulę wodną lub teraz już sbirulino to znakomity sposób na tzw “szybkie ryby”. Niewielka ilość sprzętu i wysoka mobilność tej metody sprawia, że jest to idealne rozwiązanie na łowienie podczas wieczornego powrotu z pracy. Wystarczy bystre oko i gdy dostrzeżemy przejeżdżając nad rzeką aktywność ryb w powierzchniowej strefie wystarczy się zatrzymać, spojrzeć jakie owady lecą nad wodą. Dobrać ich imitację i czasem w kilka minut ustrzelić wspaniałe okazy. Klenie, jazie , bolenie często atakują dosłownie w kilku pierwszych rzutach. Po zacięciu ryby płoszą się odpływając. Zmienia się to podczas dużych wieczornych rójek owadów, kiedy to bez pamięci żerują i nie zważają na to co dzieje się dookoła. Wieczorne łowienie ma swój urok, a dodatkiem będzie możliwość zrobienia pięknego zdjęcia, które później możemy umieścić na Fister-owskim POKAŻ RYBĘ.
Przed łowieniem na kulę wodną należy sprawdzić czy właściciel wody dopuszcza taką możliwość gdyż na wielu wodach górskich jest to metoda zabroniona, zapewne przez swoją niezwykłą skuteczność. Na szczęście na nizinnych odcinkach możemy się ją cieszyć do woli 🙂