Feeder, Picker i Wędkarstwo gruntoweRelacje z nad wody

Wyjazd na łowisko Różany Potok

reklama

Różany Potok – idealne miejsce na wypoczynek

Ilość wyjazdów na łowiska komercyjne w ciągu roku mógłbym policzyć na palcach jednej ręki. Nie jest to związane z niechęcią do tego typu miejsc. Po prostu lubię wędkować w otoczeniu natury, najlepiej z dala od cywilizacji i skupisk ludzi. Od czasu do czasu lubię jednak odwiedzić wody prywatne, szczególnie gdy ktoś znajomy tam bywa i może wypowiedzieć się na temat łowiska.

Tak też było w wakacje kiedy to wraz z kolegą Piotrem wybraliśmy się na łowisko Różany Potok w Poznaniu. Nikt z nas nie planował tego dnia żadnej wyprawy, ale zapewne każdy z Was przyzna, że właśnie takie niezamierzone wyjścia nad wodę często obdarowują nas niejedną niespodzianką. Nie mieliśmy za dużo czasu tego dnia, więc po krótkiej rozmowie wybraliśmy wodę, która jest w bliskiej odległości, a przy okazji dookoła jest mnóstwo zieleni. Ponadto Piotr bywał już tam wcześniej i znał to miejsce, dlatego długo nie myśląc spakowałem sprzęt i spotkaliśmy się na miejscu.

Auta zostawia się przed ogrodzeniem, ale ze względu na wielkość łowiska brak możliwości dojechania autem na miejscówkę nie jest problemem. Łowisko składa się z dwóch jednohektarowych zbiorników, nasza decyzja padła na ten wysunięty na wschód. Pamiętam, że w tym roku doskonaliłem swoje umiejętności w wędkarstwie method feeder i w przeciwieństwie do Piotra, który rozłożył dwa zestawy karpiowe z kulkami proteinowymi na włosie, ja zdecydowałem się na inne rozwiązanie.

Wyrzuciłem jeden sztywniejszy zestaw na środek zbiornika z kulką proteinową o zapachu monster crab i drugi bardziej finezyjny feederek z pelletem o smaku Tutti Frutti rzucony pod trzcinę w delikatny dołek. Nie było to jednak związane z brakiem zaufania do kolegi czy jego metody łowienia tylko moją sympatią do nieco delikatniejszych metod wędkarstwa.

Do nęcenia używałem pelletu MatchPro, o ile dobrze pamiętam, o smaku ochotki. Jak się później okazało był to strzał w dziesiątkę i mimo, że byliśmy nad wodą 3,5 godziny pozwoliło mi to na sporo zabawy z mieszkańcami stawu.

Łatwo dojście do linii brzegowej, łagodny spad i obecność tylko jednego łowiącego pozwoliła nam wybrać miejscówkę tam gdzie chcieliśmy. Na zdjęciach możecie zobaczyć, że mój ubiór tego dnia był daleki od standardowego wizerunku wędkarza. Wiedziałem jednak, że łowisko czy dojście na miejscówkę pozwala na to bym nie przejmował się techniczną kwestią ubrań. Druga sprawa jest taka, że łowienie na metodę wzbudza moją sympatię nie tylko ze względu na swoją skuteczność, ale również czystość oraz ilość „materiału” koniecznego do użycia.

Kilogramowa paczka drobnego pelletu 2mm, którego wtedy używałem wyłącznie do koszyczka (nie donęcałem procą ani ręką) w zupełności wystarcza na tego typu krótkie zasiadki. Przed rozpoczęciem rozkładania wędek pierwsze co robię to zajmuje się zanętą. W tym przypadku jest nieco prościej bo wystarczy delikatnie namoczyć pellet i dać mu nasiąknąć wodą. Nie będę skupiał się tutaj na zestawie z kulką proteinową, bo to nie on był bohaterem tego dnia.

Zestaw jakim łowiłem…

Zestaw feederowy to wędka o długości 360cm z ciężarem wyrzutowym do 90g a na końcu, jak to zazwyczaj u mnie bywa, najdelikatniejsza z trzech dedykowanych do niej szczytówek. Kij przyozdobiony młynkiem Shimano Catana 4000 z przednim hamulcem, który w młodości został kupiony jako kołowrotek spinningowy, ale z wiekiem i zdobywanym doświadczeniem zmienił swoje miejsce „pracy”. Na końcu zestawu używałem gotowych przyponów wiązanych z plecionki i zakończonych małym haczykiem z włosem. W swoim wyposażeniu obowiązkowo posiadam przyrząd do wkładania pelletu w gumki, który znacznie przyspiesza ten proces.

Efekty łowienia

Pierwszą melodię sygnalizatora usłyszałem jakieś 10 min po wyrzuceniu zestawu. Jak to zwykle bywa na rybach w momencie brania akurat… rozmawiałem przez telefon. Pojechałem spędzić miło czas w bliskości z naturą, ale dwudziesty pierwszy wiek mimo możliwości, które ze sobą niesie potrafi też dać się we znaki. Telefon rzuciłem na ziemię chwyciłem wędkę a po delikatnym zacięciu miałem pewność, że przyda się podbierak. Krótki hol i w podbieraku ląduje piękny karp zacięty klasycznie w dolną wargę. To kolejna zaleta małych haczyków do metody, zdecydowana większość brań wcina się właśnie w taki sposób. Wiem, że ilu wędkarzy tyle opinii znajdziemy ale z roku na rok moje przygody z feederkiem potwierdzają ten stan rzeczy. Szybka fotka, buzi na szczęście i ryba w dobrej kondycji wraca do wody.

Wyjazd na łowisko Różany Potok

Spot sprawdzony, ryba bierze, więc zestaw ponownie ląduje w tym samym miejscu. W podpórkach miałem zamocowane sygnalizatory dźwiękowe jednak przez większość czasu wzrok miałem skupiony na szczytówce. Sygnalizatory pozwalają jednak nieco swobodniej zachowywać się nad wodą.

Po dwudziestu, może trzydziestu minutach szczytówka zaczyna się delikatnie wyginać, zaciąłem bez zbędnego czekania i mamy powtórkę z rozrywki. Tym razem ryba pokazuje charakter trochę bardziej dosadnie niż poprzednia. Po doholowaniu do brzegu było widać, że to kolejny karp. Tym razem jednak nie było tak łatwo bo karp postanowił zrobić sobie odjazd i to dwa razy. Warto wspomnieć, że za każdym razem nad wodą wiążę zestaw od początku, daje mi to pewność, że wszystkie węzły i każda składowa jest sprawdzona i nic mnie nie zaskoczy. Dlatego też nie staram się hamować ryby na siłę i pozwalam jej na odjazd ciesząc się holem. Bliżej brzegu karp wziął łyk powietrza i pozwolił się podebrać, jednak przy próbie zrobienia zdjęcia dosadnie pokazał nam, że nie lubi gdy się go fotografuje. Na szczęście jedno zdjęcie wyszło w miarę dobrze, więc nie chcąc męczyć już naszego płetwiastego przyjaciela wypuściłem go do wody.

W międzyczasie u Piotra mamy pierwszy odjazd i u niego też ląduje pierwszy karpik. Wędki z powrotem w wodzie a u mnie kolejne branie, tym razem nieco delikatniejsze. Po zacięciu ryba również stawia nieco mniejszy opór i po chwili w podbieraku mam przyjemność oglądać niewielkiego lina.

Wyjazd na łowisko Różany Potok

Uwielbiam ten gatunek za jego niepowtarzalny wygląd, kolor oczu i emocje jakie już nie jeden raz dostarczył mi nad wodą. Po cichu liczyłem, że może skończyły się karpie i pojawiły się liny. Powtarzałem sobie, że może teraz wpłyną większe liny, które jeśli mam być szczery cieszyły by mnie bardziej niż karpie. Dwie, może trzy minuty po zarzuceniu holuję kolejną rybę. Czuję jednak, że zachowuje się tak jak pierwsze dwie rybki, więc zakładam, że to karp. Nie myliłem się, więc szybka fotka i łowimy dalej. Tym razem nastąpiła trochę dłuższa przerwa w aktywności ryb.

Można było spokojnie zjeść kanapki, napić się herbaty i porozmawiać o tym co w naszych skrzynkach zalega. Nie wiem z czego to wynika jednak gdy jadę z kimś nad wodę to godzinami potrafimy rozmawiać o tym co mamy w swoich skrzynkach mimo, że nie jest to nic nadzwyczajnego.

Przypony, haczyki, ciężarki, koszyczki, wypychacz, noże, nożyczki i wiele innych gadgetów jakie można znaleźć u każdego pasjonata wędkarstwa. Każdy doskonale zna ten sprzęt ale jak już jest okazja do spotkania to zawsze warto porozmawiać o tym, której firmy używamy akcesoriów i dlaczego. Jednak z tej rozmowy wyrywa nas dźwięk sygnalizatorów, zarówno u mnie jak i u kolegi mamy odjazd. Ryby tak jak wzięły praktycznie w jednym momencie tak też wylądowały w podbierakach praktycznie w jednym momencie. Wszystkie karpie tego dnia miały podobny wymiar, jednak nie mierzyliśmy ani nie ważyliśmy ich. Ryby brały i to było najważniejsze.

Wyjazd na łowisko Różany Potok
Wyjazd na łowisko Różany Potok

Tego dnia złowiłem łącznie siedem karpi i jednego lina. Wszystkie ryby zostały wyciągnięte na jeden zestaw i co najciekawsze na jedno ziarno pelletu, które nie spadło ani razu z włosa. Trzy i pół godziny wędkowania okazało się bardzo przyjemne i rybne. Właśnie o takie coś nam tego dnia chodziło.

Dziękuję Wam bardzo za uwagę, a już niedługo wrzucę kolejne relacje z nad wody 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *