SpinningWędkarskie opowieści

Pstrągowanie, czyli sztuka tajemnicy

reklama

To był 1.02 gdy prócz tego, że oczywiście postanowiłem rozpocząć sezon pstrągowy, to tym razem zamyśliłem sobie zrobić to na innej rzece niż zwykle. Pojechałem z samego rana, mróz tego dnia był siarczysty, a całość negatywnych doznań potęgował niezbyt silny, ale bardzo nieprzyjemny wiatr i zupełny brak kontaktu z rybami. Koło godziny 14 stałem na nieistniejący już dzisiaj moście kolejowym i negocjowałem w sobie decyzje. Zmiana rzeki czy do domu. Ciepła kawa miała tego dnia bardzo silny magnez. Moje rozterki przerwał napotkany wędkarz. Od słowa do słowa i myk do samochodów. Nad drugą rzekę jechaliśmy razem, a ja z podwójna misją – wędkarza i przewodnika, bo zabieram swojego nowego znajomego na taki odcinek po którym mało kto wie(dział), że pstrąga jest tam dużo, a i przepiękne sztuki się zdarzają.

Ruszyliśmy. Kilkanaście rzutów później, woblerka prowadzonego bardzo powoli w poprzek rzeki pod prąd zgarnia piękny potokowiec, którego podebrał i później zmierzył mi mój nowy Znajomy. 49 cm, okazało się wystarczającym wynikiem, abym do samochodu w pol mroku wracał sam, bo ten drugi chciał zrobić jeszcze kilka ostatnich rzutów.

Pstrągowanie, czyli sztuka tajemnicy
Waleczny, letni czterdziestak.

Tydzień później nad wodą, od razu tą „właściwą” pojawiłem się skoro świt. Przy  mostku stał juz samochód mojego nowego Znajomego. No cóż pójdę się przywitać i rozeznać w sytuacji. Długo szukać nie musiałem. Wędkarza z dwoma Kolegami spotkałem w miejscu gdzie tydzień wcześniej wyholowałem i uwolniłem pięknego potokowca. Mina mi trochę zrzedła. Zdarzało mi się tutaj spotykać jakiego zabłąkanego wędkarza, ale sytuacja, kiedy nad rzeką w tym rewirze miało nas łowić kilku, spotkałem się pierwszy raz. Lekkie rozczarowanie przykryła jednak duma, kiedy wywiązała się dyskusja, że nie dość, że to ja pokazałem nowemu Znajomemu ten fragment rzeki, to jeszcze od razu złowiłem piękną rybę na potwierdzenie prawdomówność. Moje ego zostało tak połechtane, ze chwile później juz zacząłem doradzać im przynęty i opowiadać, które z nich dawały mi tu największe ryby. Prawdziwy fachowiec, znawca i przewodnik.

Nie inaczej było tez w kolejny weekend, a potem sytuacja już tylko się rozwijała i po jakimś czasie miałem problem ze znalezieniem miejsca na zaparkowanie samochodu i ze złowieniem ryby. Na początku tłumaczyłem sobie, że pstrągi są przekute i przepłoszone. Niestety to, ze może być inaczej dotarło do mnie, kiedy spotkałem znajomych od znajomego znajomych z dwoma miarowymi pstrągami w reklamówce. Przykre, a każdy napotkany wędkarz na tym odcinku, chociaż nigdy nie miałem pewności skąd się tu wziął, kuł w moje wędkarskie sumienie. Trzy lata później zacząłem pstrągów szukać już gdzie indziej, na innym odcinku rzeki. Nauczkę bardzo wziąłem sobie jednak do serca.

Pstrągowanie, czyli sztuka tajemnicy
Zdjęcie brzydkie bo stare. Ryba za to ładna. To ten pstrąg od którego zaczęła się powolna rubież „mojej” wody.

Prawdziwy pstrągarz nic nie mówi albo kłamie


Jakiś czas później szukając swojego nowego miejsca na pstrągowej mapie okolicy, trafiłem w miejsce do którego czułem większą chemię niż do kilku ostatnich. Zauroczenie spotęgowała piękna ryba, którą złowiłem w warkoczy poniżej przelewu i brak ścieżek wzdłuż rzeki. Lekko jedynie położona trawa zdradzała tutaj czyjąś sporadyczną obecność. Znów byłem lekko rozczarowany gdy chwilę później spotkałem wędkarza, ten oznajmił mi jednak, że jest tutaj pierwszy raz. Byłem pewny, że jeśli nic nie trafi, to będzie tutaj tez po raz ostatni. Co ciekawe tego samego wędkarza spotkałem jeszcze kilka razy i zawsze odpowiadał, że nic się nie dzieje i, ze jest tutaj pierwszy raz. Któregoś dnia w końcu spotkaliśmy się na jednym brzegu, podebrałem mu rybę i wreszcie była okazja, aby wyjaśnić żarty, które robi sobie ze mnie za każdym razem, kiedy się spotykamy. Na temat tego jak łowić na tym odcinku dowiedziałem się niewiele. O sukcesach wędkarskich nie usłyszałem nic. Sporo natomiast o ostrożności w poruszaniu po rzece, kamuflażu i o tym „że prawdziwy pstrągarz nic nie mówi, albo kłamie”. Czułem jak narasta we mnie wędkarski foch, szybko przypomniałem sobie jednak, jak w prosty sposób sprzedałem swój ukochany odcinek tej samej rzeki.

Dziś sam sporo wziąłem z tej filozofii i rzadko dzielę się tym, gdzie łowie. Czasami swojej ukochanej wodzie można zaszkodzić zupełnie się tego nie spodziewając. Nawet jeśli nasz rozmówca w ogóle nie łowi ryb, a nasza rozmowa zeszła na wędkarstwo zupełnym przypadkiem i w takiej rozmowie podamy swoje łowiska z wielkimi rybami, bo o takich przecież rozmawiamy najczęściej z kimś, kto na co dzień ryb nie łowi, to pamiętajmy, że ten rozmówca, tez przypadkiem, może rozmawiać na temat wędkarstwa z innymi mniej lub bardziej wtajemniczonymi wędkarzami. Kiedyś przegoniłem znad rzeki pstrągowej spławikowca z czerwonymi robakami, kiedy zapytałem skąd się tu wziął, to odpowiedział, że szwagier mu mówił, że jego kumpel z roboty łowi tutaj pstrągi, a on sam nie wiedział, że tu na robaki nie można. Trzeba spodziewać się, że najczęściej informacje, które przekażemy w tajemnicy pójdą dalej, bo tajemnica zawarte ma niemal w swojej definicji, że każda osoba ma przecież jedną osobę, której w ścisłej tajemnicy poda informacje dalej.

Internety

Na koniec trzeba do tego dodać jeszcze internet. Pokusa wrzucenia zdjęcia ze swoją zdobyczą jest duża. Mamy to we krwi i choć są od tego wyjątki, to jednak zakorzenioną mamy w ludzkiej naturze potrzebę wzbudzania podziwu. Cos w stylu „patrz sąsiad jaki mam samochód, co upolowałem i co złowiłem”. Pstrągarze nie są tutaj wyjątkiem, jednak Ci bardziej świadomi po prostu zdjęcia robią tak, aby ewentualnie zdradzić kolor trawy w okól. Nic poza tym. Z Youtubem jest już znacznie trudniej, zdarzyła mi się historia, że jeden wędkarz przeprowadził wręcz śledztwo, aby odnaleźć łowisko z mojego filmu i udało mu się. Do sukcesu doprowadziła go wypadkowa tego, co zobaczył na filmie, punktów charakterystycznych, które był w stanie na nim znaleźć, informacji o mnie znalezionych w internecie, a potem w ruch poszło juz Google maps i ciach – tajemnica odkryta. Nie napiszę, że na nieszczęście bo wędkarz okazał się kimś, kto rybom w żaden sposób nie zagraża. No chyba, ze w tajemnicy zdradzi łowisko kolejnej osobie.

Pstrągowanie, czyli sztuka tajemnicy
Przyczajony pstągman 😉

W dobie absolutnej mnogości łowisk komercyjnych wędkarstwo znacznie odmieniło swoje oblicze. Dziś w zasadzie każdy gatunek ryby możemy łowić w dostatku. Wydawałoby się więc, że pozostałe wody trochę odetchną jednak ilość zagrożeń nie zmalała, ilość amatorów wędkarstwa rośnie, parcie na szkło w Internecie coraz większe, więc sam Drogi czytelniku zdecyduj ile w Twoim wędkarstwie będzie autentyzmu, a ile tajemnicy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *