Przygotowując się do niedzielnych zawodów na lokalnym podwórku, wybraliśmy się nad pobliskie łowisko, żeby doważyć i przełowić zestawy zrobione w zimie. Wiele czynników ma wpływ na wyporność spławika ( temperatura, ciśnienie atmosferyczne, gęstość wody).
O ile przy większych spławikach z wypornymi antenami nie ma to większego znaczenia to przy delikatnych z metalową anteną jest kluczowe. Dlatego też przed zawodami udajemy sie na wodę i każdy z zestawów przechodzi powtórną kontrolę. Jeżeli spławiki toną skrobiemy delikatnie duże śruciny i staramy się uzyskać wyważenie “w pół anteny”, jeśli wystają za wysoko dodajemy mikrośruciny i właściwie ustawiamy spławik. Tak samo też dostosowujemy długość zestawów do głębokości łowiska dowiązując odpowiedni odcinek żyłki. Przy okazji możemy oczywiście sprawdzić je w warunkach bojowych i złowić na nie kilka ryb.
Często podczas takich wyjazdów zabieram ze sobą 5 elementowy top do tyczki. Ma on długość około 6 metrów i jest doskonałym “margin polem”.
Łowienie z marginesu to nic innego jak typowe łowenie w stefie przybrzeżnej na skróconą do 4-5 elementów tyczkę. Na co dzień często w ten sposób łowię karpie – mocny top fight z systemem walki, amortyzator hybrydowy w rozmiarze 2-2,6 mm i zestawy na żyłce 0,20-0,22 mm. To doskonały sposób gdy karpie grasują w strefie przybrzeżnej. Możemy dawać im pojedyncze grubsze pellety, nęcić je zanętami komercyjnymi i doskonale bawić się podczas widowiskowych holi.
Niestety teraz, przy pierwszym słońcu , karpie grzeją się na środku zbiornika i zostaje nam jedynie solidny pellet waggler i łowienie spod powierzchni.
Szukając alternatywy i mając pod brzegiem sporo ładnych płoci i leszczyków postanowiłem zmodernizować i bardzo mocno odchudzić mój zestaw “marginesowy”. Spróbować wyselekcjonować ryby przynętami – poprzez używanie kukurydzy i twardych 8 mm pelletów starałem sie wykluczyć drobne płocie. Duża przynęta uniemożliwia pobranie jej przez maluchy i patrząc na spławik nie raz zauważymy dosłownie pchanie przynęty przez drobnice.
Odchudziłem zestaw do 0,15 mm żyłki głównej, spławik został ten sam – lekki karpiowy drennan z metalowym kilem i plastikową 1,5 mm antenką. Pomimo niewielkiej wyporności ( zaledwie 0,3 g) jego antena swobodnie utrzymywała go na powierzchni z podwieszonym ziarnem kukurydzy lub pelletem na gumce. Na przypon 0,13 M1 Matchpro, żyłka wystarczająca do utrzymania nawet 3-4 kg karpia (oczywiście przy umiejętnym holu).
Haczyk karpiowa 18-tka z oczkiem z włosem i mikro gumką.
Mój top uzbroiłem w 1,4 mm hybrydowy amortyzator. Jego rozciągliwość nie przedziera pyszczka leszczom i doskonale amortyzuje ich ucieczki. Można też powalczyć na nim z innymi sporymi bonusami. Znam go doskonale, bo łowimy na niego zarówno karasie na Hermanowicach, jak i świnki na Sanie. Poza klasyczną 1mm hybrydą mój najpopularniejszy amortyzator. Stosuje go w topach z bocznym slotem – umożliwia mi to stałą kontrolę jego napięcia podczas holu oraz możliwość skracania dystansu do ryby bez koniecznośći holu na kilkuelementowym topie.
W skład mojego “desantowo-szturmowego” zestawu wchodziło szałowe zestawienie:
- top 5 elementów – do łowienia
- top 3 elementowy – do kubkowania zanętą
- podbierak – do “podbierakowania” ryb
- krzesło – do usadzenia starych kości
- 3 drabinki z zestawami i kilka przyponów – jakby się coś popsuło
- 500 ml mieszanki różnych peletów
- puszka kukurydzy
Maszynka do siekania cebuli… – tak opisano ją wedle przeznaczenia, stosujemy ją do ciachania wszystkiego co się rusza. Dendrobeny, gnojaki , pinki , jokers, kukurydza i mnóstwo innych wynalazków – siekane dla uzyskania zdrowego (oczywiście dla ryb) koktajlu witaminowego, który często wlewam używając topu do kubka.
Coś jak słynne karpiowe “liquid food”. Dużo smugi, zapachu i zamieszania – mało grubego jedzenia. Poprostu to ma wabić. jest to dość niebezpieczne podczas pływów wody, bo może nam popłynąć zabierając ryby, wtedy polewam nim grubsze przynęty, lub moczę kule z wcześniej nasączonego wodą pelletu.
Na “dzień dobry” musimy wygruntować łowisko i znaleźć jedno magiczne miejsce – podwodny kant, czyli miejsce gdzie kończy się spad i zaczyna równe dno. Ryby uwielbiają je. Szczególnie na wiosnę gdy podpływaja pod brzegi mają tam swoje naturalne miejsce żerowania. Zatrzymuje się tam zarówno pokarm który prąd wody przynosi ze zbiornika jak i wszystko to co jest wymyte przez falę uderzająca w burtę.
Często zdarza się, że nawet bez wstępnego nęcenia możemy odławiać w tym miejscu ryby. Wystarczy kilka przynęt wrzuconych do wody i ryby czekają na następne kąski.
Oglądając nieraz w akcji angielskich mistrzów komercyjnego spławika którzy zaczynali swoje łowienie od podania 5-7 szt(!!!) pelletu 6mm na kant nie mogłem uwierzyć w skuteczność takiego podania. Oczywiście wszystko było poparte latami praktyki na rybnych łowiskach gdzie mieszkańcy muszą walczyć ze sobą o każdy kąsek. Przez lata u nas w kraju wyglądało to tak, że mieliśmy więcej wagowo zanęty niż łowiliśmy ryb…
Teraz mamy łowiska “no kill” i populacja ryb jest spora. Dlatego też często używam sposobów podpatrzonych u wyspiarskich “czempionów” i dają mi niesamowite efekty.
Tym razem spróbowałem delikatnego “margina” do odławiania płoci i “skimmersów”.
Na wstępie zanęciłem kubkiem odżywczego koktajlu z kilkoma pelletami i ziarnami kukurydzy. Na haczyk ziarenko i delikatne wstawienie zestawu.
Właśnie…Należy pamiętać że łowimy dosłownie pod nogami i każde stuknięcie, powstanie z siedziska zdradza naszą obecność i straszy płochliwe ryby. Musimy wykorzystywać maksymalnie ułożenie brzegu, kąt padania promieni słonecznych, krzaczki , trzcinki… Myślicie, że to banał? Zapewniam was, że nie. Odkąd zacząłem się maskować i łowić jak indianin “z podchodu”zdecydowanie wielkość moich ryb wzrosła. Spróbujcie – przekonacie się sami.
Wracając do łowienia – po każdej rybie w łowisko wędruje minimalna porcja jedzenia. Jeżeli ryba nam spadnie lub się urwie – tym bardziej donęcamy. Tutaj nie ma miejsca na spanie, obowiązuje zasada “akcja – reakcja”. Lubię ten styl łowienia ze względu na ogromne możliwości kreowania rozwoju sytuacji. Prowokowanie ryb przez unoszenie przynęty, wprawianie jej w naturalny opad, kontrast przynętowy podczas łowienia (nęcę pelletem – łowię kukurydzą) i mnóstwo innych rozwiązań, które będę chciał wam opisać przez cały sezon.
Brania są szybkie i bardzo agresywne, szczególnie gdy łowimy na styk z dnem. Stosuje bardzo krótki odcinek między szczytówką, a spławikiem. Im mniej żyłki tym większa kontrola nad zestawem. Niestety wymaga to odrobiny wprawy, gdyż musimy płynnie wyjeżdżać zestawem na wodę i mocno ograniczać moc zacięcia.
Po zahaczeniu ryby szybko odprowadzamy ją w bok płynnym ruchem kija , nie czekając na jej reakcję. To my nadajemy jej kierunek – z daleka od naszego punktu nęcenia. Podprowadzamy do brzegu i na raz lądujemy podbierakiem. Teraz jeszcze te same czynności powtarzamy 100 razy i mamy piękny wynik łowienia.