Relacje z nad wodySpławik

Leszcze w listopadzie

reklama

Korzystając z ostatnich listopadowych słonecznych dni postanowiliśmy się wybrać do naszego kolegi Tymka, żeby połowić leszcze na rzece Łęg. Jest to niewielki ciek który zasila zalew w Wilczej Woli. Płynie on swoimi meandrami przez północ podkarpacia. W przyujściowym odcinku ma około 30 metrów szerokości i głębokość około 3 m w korycie.

Uciąg o tej porze roku jest dość leniwy, rzeka porusza się bardzo wolno w kierunku zalewu.

Rybostan

Wybierając się na to łowisko zdobyliśmy trochę informacji o rybostanie – ryba dominującą są krąpie i leszcze w przedziale 50-1000 gram , a więc świetne ryby ,żeby przeprowadzić na nich trening kanałowego łowienia. W lecie można tam uzyskiwać spore wyniki dochodzące do nawet 20 kg, jesień jest trochę słabsza na dopływie gdyż ryby schodzą do zalewu na zimę, a w rzece pozostaje tylko część stada. Jak to bywa w wędkarstwie ryby są nieobliczalne, szczególnie przy zmiennej jesiennej pogodzie. Z tego co opowiadał Tymek to ryby pomimo licznej populacji są bardzo wymagające. Idealne warunki na trening, szczególnie, że tradycyjnie mogliśmy skorzystać z noclegu u naszego “przewodnika” i połowić dwa dni.

Sprzęt

Leszcze w listopadzie

Wybierając się na takie łowienie podstawa jest przygotowanie się do wyprawy w domu. Franek uwiązał haczyki na 20-30 cm przyponach z żyłki 0,07-0,09 Matchpro M1. Nasze haki na takie łowienie to kultowe Milo 305 R w rozmiarach 18-20. Idealne cienkie i lekkie haczyki do łowienia na pojedyncze pinki i ochotkę. Spławiki na jakich zbudowaliśmy zestawy to Matchpro “Franek” i “Red Metal”.

Leszcze w listopadzie

“Franek” – jest to typowa kanałowa bombka którą zaprojektowaliśmy do łowienia w wolnopłynącej wodzie – czyli na kanały i nizinne rzeki o głębokim zmiennym nurcie. Występuje on w szerokiej gramaturze od 0,5 do 4 gram, a jego wielkość jest dobrze zestopniowana. 0,5 – 0,75 – 1 – 1,25 – 1,5 – 1,75 – 2 -2,5 – 3 – 4 gramy to doskonała skala do manewrowania przy zmieniającym się uciągu wody co na kanałach i dopływach zaporówek jest codziennością. Spławik ma zachowane proporcje kila do anteny i w miarę zwiększania gramatury ich długość oraz grubość  proporcjonalnie rośnie. Antena jest wykonana z włókna szklanego co zapewnia jej wystarczającą nośność, aby łowić na pojedyncze robaki przesuwające się po dnie. Dla nas jest to idealna opcja do łowienia na wietrze i przy lekkim uciągu wody.

Leszcze w listopadzie

“Red Metal” – jest to typowy spławik przeznaczony na bardzo delikatne brania. Posiada metalową antenę co czyni go bardzo czułym. Dzięki temu możemy zastosować dużo większe gramatury nie tracąc na czułości spławika – pozwala nam to ustabilizować przynętę i podać ją bardzo precyzyjnie. Spławik jest produkowany w gramaturach 0,2 – 0,3 – 0,5 – 0,75 – 1 – 1,25 – 1,5 – 2 – 3 gram i możemy go zakupić z anteną żółtą lub pomarańczową.

Wybraliśmy “Franki” w gramaturach 0,5-1,5 i “Red Metal” 0,75 – 2 gramy. Zestawy przygotowaliśmy na żyłce Team Elite 0,14 mm. Ze względu na sporą głębokość łowiska 4 m żyłki były wystarczające do dopasowania się tak, żeby zostawić pomiędzy spławikiem, a szczytówką odległość około 50-70 cm.

Zanęty i przynęty

Do bagażnika wrzuciliśmy po zgrzewce ziemi bełchtowskiej lekkiej i gliny rzecznej strong oraz dwa opakowania bentonitu. Zostawiliśmy sobie pewien margines na zwiększenie spoistości i wagi naszego mixy glin i ziemi. Kilka worków zanęty leszczowej i to całe wyposażenie do nęcenia. I jeszcze bym zapomniał – robaki !

Najważniejsze zawsze na końcu 🙂

Na dwudniowy wypad zabraliśmy :

  • 1 kg Jokersa
  • 0,25 kg ochotki hakowej
  • 0,5 l castera
  • 1 l pinki w różnych kolorach
  • 0,25 l kolorowych białych

Jak na zawodnicze wypady – niewiele, jak na trening wystarczająco nawet dla dwóch osób.

Relacja z nad wody

Leszcze w listopadzie

Pierwszego dnia nad wodą zaskoczyły nas dwie rzeczy – bardzo grząski brzeg i mgła na łowisku.

Musieliśmy ustawiać platformę w wodzie gdyż koryto znajdowało się poza naszym zasięgiem ze stałego brzegu. Dobrze, że zabraliśmy ze sobą platformę z długimi nogami. na pływających trawach potrzeba było prawie metra , żeby dostać się do twardego podłoża i pewnie ustawić kosz.

Do łowienia użyliśmy dość lekkiej i pracującej  mieszanki. Niestety okazało się to błędnym podejściem. Zwabiło w nasze łowisko sporo drobnicy, która systematycznie wysysała ochotkę którą staraliśmy się przedostać do dna. Większe przynęty nie były już tak skuteczne. Poza tym drobnica przyciągnęła za sobą drapieżniki, które mieliśmy kilkakrotnie na kijach podczas holowania małych ryb. Zakończyliśmy łowienie na kilku przyzwoitych leszczykach i mnóstwie krąpików oraz niewielkich płotek.

Leszcze w listopadzie

Drugiego dnia zmieniliśmy miejsce o około 100 metrów niżej – trening to trening – nie można dwa razy łowić w nęconym. Tym razem podeszliśmy solidniej do tematu – ziemia dowilżona, zanęta przemoczona, wszystko dość mocno sklejone. Koncepcja “ominąć drobnice” i czekać na rozwój sytuacji. Tego dnia nad wodą przywitało nas słońce i dość mocny wiart po rzece w dół, a więc woda mocniej sunęła i tym samym musieliśmy skorygować spławiki na cięższe.

Po 40 minutach pojawiły się pierwsze leszcze i systematycznie Franek z Tymkiem je odławiał.

Ryby bardzo dobrze reagowały na donęcanie mixem gliny z ziemią w stosunku 1 do 1 ze sporą ilością jokersa i pojedynczymi przynętami oraz małego orzeszka z zanęty spożywczej pomieszanej z mixem w stosunku 1-2. Taki schemat wypracował Franek po 2 godzinach łowienia i wyraźnie tym wygrubiał łowione ryby.

Jeżeli brania stawały lub w łowisku pojawiały się płotki od razu należało donęcić kubkiem i leszczyki pojawiały się spowrotem w łowisku.

Oczywiście nie odbyło się bez rywalizacji, bo każdy taki trening to wewnętrzne mini zawody, przy lekkiej presji ze strony kolegi – konkurenta zdecydowanie kreatywniej się analizuje warunki i zachowanie ryb w łowisku.

Leszcze w listopadzie

Po 3 godzinach łowienia zorganizowaliśmy małe ognisko i posiłek. Zważyliśmy ryby, obowiązkowa sesja zdjęciowa i dogrywka. Jechać tyle kilometrów i nie wykorzystać wędkarsko całego dnia byłoby sporym nadużyciem.

Łowienie zakończyliśmy pakując się w ciemnościach – to był bardzo dobry zawodniczy trening. Woda swoim charakterem przypominała kanał – łowisko bardzo deficytowe na podkarpaciu. Mogliśmy przetrenować techniczne odławianie leszczyków, omijanie drobnicy i skuteczne utrzymywanie ryb w łowisku – co patrząc z perspektywy dwóch członków kadry PZW w spławiku jest niezmiernie ważne poza sezonem startów. Do tego płynność holu przy roślinności przybrzeżnej oraz odpowiednie odprowadzanie ryby po zacięciu z łowiska dawało bardzo dobre efekty w postaci sporej ilości ryb złowionych na treningu.

Kolejny trening zaliczony, a następne już wkrótce – nasz wędkarski sezon trwa cały rok.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *