Kiedy tylko październikowe poranki budzą nas widokiem oszronionej trawy, a szyby samochodu robią się białe i wymagają skrobania jest to niewątpliwy znak zmiany sposobów żerowania ryb. Schodzą powoli z płycizn i strefy podbrzegowej w kierunku środka zbiornika i szukają coraz głębszych miejscówek z cieplejszą o tej porze wodą. Jedyne popołudniowe słońce wyciąga je do powierzchni. Korzystają z słonecznych promieni i “ładują baterie” przed zimą. Szczególnie dotyczy to ciepłolubnych ryb karpiowatych takich jak karpie , amury i karasie…
Właśnie w tym wypadku rozchodzi się o karasie 😉
W sobotni październikowy poranek przywitał nas szron… Franek spojrzał na termometr , który wskazywał -3 stopnie. Stwierdziliśmy, że jak tylko słońce podniesie się wyżej pakujemy samochód i jedziemy na ryby. Jedziemy… No właśnie, gdzie jedziemy? Na Sanie zmiany poziomu wody powodują odrywanie się trawy z dna rzeki i jej niesamowite ilości płynące korytem uniemożliwiają swobodne łowienie na feeder jesiennych brzan, kleni i świnek. Na karpie możemy wyskoczyć na pobliskie łowiska każdego dnia. A jakby tak spróbować łowić karasie?
Łowisko
Nasz wybór padł na ośmio hektarowy zalew w Łopuszce Małej. Jest to kąpielisko nieopodal Kańczugi z dobrze rozwiniętą infrastrukturą. Nad zbiornikiem jest plaża i plac zabaw dla dzieci co w ciepłych miesiącach uniemożliwia łowienie z północno- wschodniej strony zbiornika. Od wschodniej strony znajduje się asfaltowy deptak. Dojechać możemy na parkingi przy łowisku, ale na stanowiska czeka nas transport układem jezdnym lub metoda “na szerpa” 🙂 Łowisko jest własnością Ośrodka Sportu i Rekreacji w Kańczudze, ale jest dzierżawione przez Okręg PZW w Przemyślu.
Na środku znajduje się spora wyspa, obok której często spławiają się karpie żerujące na jej obrzeżach.
Wschodnia strona jest zdecydowanie płytsza w strefie przybrzeżnej i do około 15 m od brzegu znajduje się strefa 80-100 cm wody. Następnie dno opada na głębokość około dwóch metrów i tak ciągnie się do zachodniego brzegu. Zachodni brzeg jest bardziej stromy i praktycznie za trzcinowiskiem występuje już dwumetrowy blat. Jedynie południowa strefa jest głębsza i znajduje się tam kilka stanowisk z 2,5 metra wody. Na zbiorniku jest sporo roślinności wodnej, która przemieszcza się zgodnie z kierunkiem wiejącego wiatru. Dominującą rybą jest karaś we wszystkich rozmiarach , kolorach i wariacjach. Możemy tu złowić nawet kolorowe “karanksy” w barwach karpi koi. Oprócz karasi trafiają się karpie , jest sporo suma, wzdręgi i mnóstwo niespodzianek w postaci pięknych okazów ryb , które kilka lat temu podczas prac remontowych na nieopodal leżącym zbiorniku “Landa” zostały przewiezione do Łopuszki.
Tyle o łowisku, przejdźmy teraz do dalszego ciągu naszej opowieści 🙂
Czas na łowienie…
Po 30 minutowej podróży drogą z Dynowa na Przeworsk skręciliśmy w Kańczudze na światłach w prawo i dalej drogą na Pruchnik. Za przejazdem kolejowym w prawo, kilometr wąską drogą przez Łopuszkę, za kościołem dalej w prawo i jesteśmy nad parkingu nad zalewem.
Po przyjeździe zapakowaliśmy sprzęt na wózki i udaliśmy się w północno zachodnią strefę zbiornika. Za zadanie treningowe mieliśmy sprawdzenie stref przebywania ryb i przynęty , które pobierają najchętniej.
Na łowienie Franek przygotował :
- 3 kg Matchpro Top Class Lin Karaś ( jest to zanęta w brązowym kolorze , mocno aromatyczna o ziołowym zapachu – doskonale sprawdzająca się na łowiskach karasiowo-linowych)
- 2 opakowania Ziemi Torfowej
- 2 opakowania Gliny Wiążącej
- 0,5 kg jokersa
- 0,5 kg gnojaków
- 0,1 l pinki
- 0,1 l białych robaków
- puszkę kukurydzy
- bentonit
Franek wyjściowo miał łowić 10 metrową tyczką , a ja feederem z dystansu 25-30 metrów.
Łowienie na koszyk często zastępuje w naszych treningach odległościówkę. Daje bardzo podobne efekty, a nie musimy co chwilę szukać spławika na wodzie zmieniając ustawienia w zestawach do tyczki i komponując na bieżąco mieszanki do sprawdzenia. Daje doskonały obraz stref przebywania ryb w zbiorniku
Mój zestaw do feedera był bardzo prosty – koszyk zamocowany na krętliku kończącym skrętkę, a przypon tuż powyżej skrętki na swobodnie obracającej się “szybkozłączce”.
Jest to wariacja klasycznego zestawu helikopterowego, który często jest stosowany w karpiowaniu. Jego ogromną zaletą jest to, że przypon obraca się w powietrzu ja śmigło helikoptera i przez to nie ulega splątaniu. Plecionka 0,08 mm dwumetrowa strzałówka z 0,25 mm żyłki i 0,12 mm na przypon. Haczyk mój ulubiony Drennan “Carbon Match” w rozmiarze 16. Idealna wielkość do łowienia na kawałki gnojaków. Koszyk typowy distance feeder – plastikowy z ołowianym pierścieniem na dole. Lubię takie do łowienie przy zatopionej roślinności , gdyż szybko wychodzi do powierzchni podczas zwijania i nie zaczepia zbędnego balastu.
Na tyczce Franek łowił na swoje “Franki” Matchpro, świetne bombki dostępne w gramaturach od 0,5 do 4 g. Idealne gdy zbiornik pływa we wszystkie strony i potrzebujemy stabilnie podać przynętę. Żyłka główna Elite 0,14 i na przyponie 0,10 M1.
Na nęcenie wstępne 4 kule pociętych gnojaków z mixem ziemi i gliny oraz 4 kule mocno doklejonej mieszanki zanęty z gliną.
Feederem postanowiłem budować systematycznie łowisko przerzucając zestaw co 2-3 minuty. Używałem czystej zanęty z niewielką ilością przynęt.
W linii 30 metrów ryby były od pierwszego zarzutu koszyka, ten dystans okazał się naturalną odległością na którą odeszły ryby po nocnym przymrozku. Na Franka tyczce większe ryby pojawiły się dopiero po godzinie łowienia. Na początku przeszkadzająca drobna wzdręga i ukleja bardzo utrudniała łowienie na niewielkie przynęty. Dopiero stosowanie dwóch całych gnojaków umożliwiała spokojne umieszczenie przynęty na dnie łowiska i oczekiwanie na większą rybę. Dało to dwa brania, po których na tyczce zameldowały się karpie. Niestety spora ilość roślinności skutecznie uniemożliwiła ich bezpieczny hol. Zgodnie z upływającym czasem ilość brań na tyczce wzrastała i wyglądało to tak jakby ryby przypływały do brzegu od strony wody. Potwierdziło to nasze założenie, że nocny przymrozek odsunie ryby u brzegu.
Donęcanie na tyczce pobudzało mocno ryby do żerowania, ale wymuszało stosowanie większych przynęt. Drobnica przechwytywała wszystko “w locie” i uparcie niszczyła nasze przynęty.
Efekty łowienia
Zakończyliśmy łowienie po niespełna 3 godzinach, a w siatce pływało sporo karasi różnej wielkości.
Po takim treningu wniosek był dość prosty. W przypadku zawodów trzeba rozpocząć łowienie na dystansie odległościówką, ale również zanęcić mocno sklejoną zanętą pod tyczką. W momencie kiedy sąsiedzi zaczną odławiać ryby blisko, przejść płynnie z matcha na tyczkę. Łowienie zawodnicze w dwóch (trzech) liniach to doskonały sposób na maksymalizację wyniku na zawodach. Potrzebne są do tego dobre oczy trenera i odpowiedni czas na podjęcie decyzji o zmianie linii łowienia. Dzięki takim treningom rozpoznajemy łowiska i wstępnie ustalamy taktykę rozegrania zawodów.