Spławik

W poszukiwaniu jesiennych płoci

reklama

Jesień to idealna pora roku na łowienie prawdziwych okazów. Zbliżająca się zima i niska temperatura wody wzmagają żerowanie ryb, to dla nich ostatnia chwila, aby porządnie się najeść. Zimą metabolizm ryb znacznie spowalnia, co łączy się ze zdecydowanie mniejszą ilością naturalnego pokarmu. Niestety nie oznacza to, że wędkarstwo staje się prostsze , by dobrać się do okazów w dalszym ciągu trzeba się natrudzić, bo przecież przed zimą najeść chcą się również ryby drobne, które potrafią być wyjątkowo łapczywe.

Kto nie próbuje, nie łowi

Na początku października wybrałem się na małe, bo liczące około 4 ha jeziorko, z myślą o łowieniu płoci odległościówką. Zbiornik ten ma niemal zupełnie niedostępną linię brzegową. Krzaki, drzewa i trzcina . Presja wędkarska jest niemal zerowa, jednak nie wynika to z braku wędkarzy w okolicy, a raczej atrakcyjności łowiska i rybostanu. Można powiedzieć, że na jeziorze Lipieniec (w okolicach Włodawy) są właściwie tylko 2 przesmyki, w których można się rozstawić i w miarę swobodnie wędkować. W ostatnich latach byłem tu kilkunastokrotnie i tylko dwa razy zdarzyło się, że jedno z dwóch miejsc było zajęte. Trzeba też wziąć pod uwagę to, że każdy chce łowić duże ryby, a 10 centymetrowe płoteczki nie mają zbyt wielu fanów.

Mnie udało się dwukrotnie, dotrzeć tu do 25-30 centymetrowych płoci, a hol takich ryb wśród drobiazgu daje sporą satysfakcję. Lubię takie łowiska na których nie wszystko jest jasne i oczywiste. Lubię gdy jest trudno lub gdy jest ryzyko zupełnego bezrybia, to zmusza mnie do kombinowania, ćwiczenia techniki. To wszystko wzmacnia mnie jako zawodnika.

Przygotowania zanętowe

Aby odpowiednio przygotować mieszankę zanętową, trzeba sobie odpowiedzieć na kilka pytań. Jakie ryby występują w akwenie, co chcemy łowić i w jakich warunkach? Niemal tak, jak przygotowanie przed zawodami, warto mieć też ustaloną odpowiednią taktykę łowienia, a czasami nawet kilka w zależności od panujących warunków.

W poszukiwaniu jesiennych płoci
Zanęta to ważny element taktyki

Wędkując już kilka razy na Lipieńcu zorientowałem się, że dominującą rybą jest tam płoć w rozmiarze 10-15 centymetrów. Stadka tych małych rybek są wszechobecne. Jednak moim celem były te większe osobniki, mające około 25-30 centymetrów. Niestety, do tej pory nie spotkałem się ze stadem takich ryb, raczej były to pojedyncze osobniki przebywające blisko ławic drobnicy. Na kilkadziesiąt łowionych płoteczek tylko kilka z nich miało rozmiar, który mnie interesował, w dodatku nie były łowione z pomiędzy drobnicy. Wywnioskowałem więc, że są to pojedyncze sztuki trzymające się w pobliżu dużego stada drobnych ryb. Leszcza, krąpia, karasia, wzdręgi,  w ogóle nie spotkałem. Sporadycznie zdarzała się ukleja i jeszcze rzadziej sumik karłowaty.

Postanowiłem łowić w okolicach 30-33 metra. Bliżej brzegu jest mocno porośnięte dno, co wykluczało łowienie przy dnie. Kolejną sprawą jest duży spad głębokości, który kończy się dopiero w granicach 25-30 metra. Głębokość sięga tu niemal 4 metrów. Twarde dno pozwala zastosować cięższe gliny. Założyłem sobie, że te większe płocie będą potrzebowały rozłożonego pola zanętowego, jednak stabilnego i niepracującego. Zanęta podana w postaci stożków, która w zbitej konsystencji opada na dno, dobra jest na leszcze, krąpie i ogólnie na większe ryby. Typowo płociowe kule, czyli lekkie i pracujące (powodujące tzw. obłok zanętowy) też nie były dla mnie rozwiązaniem, gdyż przyciągałyby mniejsze osobniki, których chciałem łowić jak najmniej. Dlatego mój wybór padł na 2 kg gliny wiążącej, 1 kg ciemnej gliny rozpraszającej i 1 kg ziemi torfowej. Do tej mieszanki glin dodałem 2 paczki zanęty Piscari – Karaś Lin Czekolada. Dlaczego taka, a nie typowo płociowa? Składniki, z jakich składają się produkty Piscari są mi dobrze znane, a to mi wystarcza, aby odpowiednio dobierać je do gatunków ryb. Zanęta dedykowana dla karasia i lina jest mieszanką ciemną (kolor melasy), z widocznym dodatkiem składników o średniej frakcji. Czyli nie za drobna i niepracująca (po wrzuceniu do wody kula będzie się rozpadała bez obłoku zanętowego), właśnie czegoś takiego potrzebuję. Zapach gorzkiej czekolady jest dodatkowym atutem, bo duża płoć za nim przepada.

Zmieszanie tego wszystkiego (około 4 litrów zanęty po domoczeniu oraz tyle samo miksu glin) dało mi ciemną, dość ciężką, rozpadającą się od razu po dotarciu na dno mieszankę, która jednak nie tworzyła chmury zanętowej. Na pewno jakieś drobinki wybijały się nad dno, jednak był to tylko delikatny akcent.

W poszukiwaniu jesiennych płoci
Gotowe kulki, zaraz znajdą się na dnie

Nie możemy zapomnieć o robakach. Do mieszanki zanętowej dodałem 100 ml mrożonej, hakowej ochotki oraz około 250 ml mrożonych pinek. Na haczyk miałem żywe pinki oraz białe robaki w różnych kolorach.

Dwa słowa o zestawie.

Wcześniej wspomniałem, że zamierzałem łowić odległościówką. Po raz kolejny postawiłem na sprawdzony w boju zestaw z waglerem przelotowym.

W poszukiwaniu jesiennych płoci
Mój zestaw

Haczyk w rozmiarach 18-16, przypon 30 cm o średnicy 0,10-0,12 mm, mały krętlik w rozmiarze 22-24, trzy śruciny do sygnalizacji każda w rozmiarze nr 4. Około 50 cm wyżej obciążenie główne złożone z kilku śrucin, koleje trzy małe śruciny w rozmiarze nr6 (blokujące spławik) przy samym krętliku. Następnie waggler na przelotowej agrafce, koralik i dwa żyłkowe stopery. Żyłka główna w tym wypadku ma średnice 0,16 mm. Wartość obciążenia głównego ustawionego około 50 cm od krętlika (zawsze długość przyponu plus około 10cm w celu zminimalizowania ilości splątań) dopasowujemy do zastosowanego wagglera, a raczej do ciężaru zdjętych z niego pierścieni. U mnie jest to przeważnie nieco ponad 2 gramy. Kolejne 50 cm wyżej są 3 małe śruciny blokujące spławik, a odległość ta jest tym razem sumą długości całego spławika plus około 10cm zapasu – ponownie minimalizujemy ilość splątań. Tym razem żyłkowe stopery zrobiłem dokładnie z tej samej żyłki, którą użyłem jako główną. Zawsze dawałem odrobinę  grubszą, jednak i tym razem stopery spełniły w stu procentach swoją rolę.

Więcej na temat budowy zestawu można przeczytać w tekście: https://fishster.pl/blog/tajniki-wedkarstwa-metoda-odleglosciowa/

W poszukiwaniu jesiennych płoci
Wędka oparta o podpórkę i nogę, a ręka na dolniku, w ten sposób reakcja na branie będzie błyskawiczne.

Pozostało ustawić lekki, rozkładany kosz w wodzie, podpórkę pod wędkę, wiaderko z zanętą i pudełkiem robaków. Dalej wypychacz, marker do żyłki, proca i to wszystko. Na tego typu treningach ograniczam ilość sprzętu do minimum, często rezygnując z siatki i podbieraka, gdy łowię siedząc w wodzie.

Łowimy!

Poranek był dość zimny, może kilka kresek na plusie, jednak brak wiatru i bezchmurne niebo powodowały powolne, przyjemne ocieplenie w granicach 10 stopni. Same gruntowanie poszło szybko i sprawnie. Postanowiłem od razu zanęcić swoje łowisko połową tego, co miałem w wiaderku. Dobre 4 litry mieszanki w równych kulach, (pomaga w celności) za pomocą procy, znalazły się na dnie, wybranego przeze mnie łowiska. Założyłem sobie, że zacznę od dużej ilości zanęty w łowisku, aby dać sobie kolejne dwie opcje jeśli chodzi o donęcanie, które miałem zacząć po około godzinie. Pierwsza opcja, to donęcanie kilkoma kulkami w dłuższym okresie czasu, druga opcja to ciągłe (czyli co kilka minut) donęcanie jedną kulką. Dlaczego chciałem zacząć donęcać po godzinie? Byłem ciekaw jak zareagują ryby. Byłem niemal pewny, że będę łowił drobne płotki, ale nie wiedziałem czy od samego początku, czy po kilku minutach od nęcenia głównego. Nie widziałem też, czy ilość smakołyków na dnie pozwoli mi je łowić przez całą godzinę czy krócej. Nawet w przypadku zaniku brań miałem czekać z donęcaniem do wyznaczonego przez siebie czasu.

Drobne płoteczki pojawiły się od razu. Wydawać by się mogło, że z biegiem kolejnych lat ryby zamiast rosnąć to tracą po kilka centymetrów. W poprzednich latach łowiłem je nieco większe.

W poszukiwaniu jesiennych płoci
Płoteczka ściągnięta z trzydziestego metra.

Ryby brały bardzo dobrze. Często branie następowało natychmiast, co można tłumaczyć przechwytywaniu przynęty w toni, a objawiało się to dłuższym niż zazwyczaj ustawieniem się spławika. Po pierwszych dziesięciu rybach, gdzie na branie nie musiałem czekać dłużej niż 30 sekund postanowiłem „szukać” tych nieco większych osobników. Mocniejsze przegruntowanie zestawu (cały przypon na dnie), czy też zmiana przynęty na haczyku wydłużały jedynie czas brania, wielkość ryb nie zmieniła się. Szybko minęła pierwsza godzina i postanowiłem donęcić. Były to 3 serie 6-7 kulek co 20 minut. Niestety, ciągle bez skutku. Co kilka ryb zmieniałem zestawienie robaków na haczyku. Jednak pinka, dwie, nawet trzy, połączenie z grubym białym, trzy białe, różne kolory, gruby barwiony z kasterem i to wszystko też nie przyniosło efektu. Minęła kolejna godzina, postanowiłem teraz donęcać jedną kulką co 2-3 ryby.

W poszukiwaniu jesiennych płoci
Efekt zmian w nęceniu 😉

Częste donęcanie również nic nie zmieniło. Do ostatniej kulki zanęty łowię ciągle małe płotki, w sumie przez trzy godziny złowiłem ich 42 sztuki. Bez eksperymentowania można było spokojnie uzyskać wynik rzędu 60-70 rybek, jednak nie taki był mój cel. Chciałem przecież łowić te nieco większe płocie, które mam nadzieję, że ciągle w tym łowisku gdzieś są.

Co ciekawe, jako jedną z ostatnich ryb był sumik karłowaty. Nawet on swoją łapczywością nie dorównywał małej płotce.

W poszukiwaniu jesiennych płoci
Sumik karłowaty, mimo tego, że szkodnik, nie można odmówić mu uroku.

Kilka wniosków

Brania od razu po głównym nęceniu były efektem tego, że ryby przebywały dokładnie w tym miejscu, bądź bliskiej okolicy. To, że brały cały czas wynikało z dobrze dobranej zanęty i przynęty. Wnioskuję również, że ryb było dużo, ponieważ przez trzy godziny nie zauważyłem żadnej przerwy w żerowaniu. Sam sposób podania zanęty i przynęty nie miał znaczenia. Tego dnia ryby dobrze reagowały zarówno na donęcanie serią, jak i pojedynczymi, często podawanymi kulkami.

Polowanie na wielkie płocie przerodziło się w udany trening bez „happy endu”. Połowiłem małych płoci, popróbowałem różnych wariantów nęcenia czy przynęt. Celność rzutów utrwalona, i to tyle z pozytywów, bo wielka płoć nie dała się przechytrzyć.

W poszukiwaniu jesiennych płoci
Cel, który tym razem nie został osiągnięty, może następnym razem…

Mam nadzieję, że te większe płocie, w tym malutkim, zapomnianym jeziorze, po prostu dobrze się schowały, gdzieś tam pływają, by kiedyś ponownie, mile mnie zaskoczyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *